Nos dyrektora - Czechow w Radomiu

Otrzymaliśmy tradycyjne dzieło sceniczne, którego walory artystyczne należy ocenić dość wysoko, a zasługi w tym największe mają aktorzy - o spektaklu "Wujaszek Wania" pisze Zbigniew Wieczorek

Z coraz większym podziwem patrzę na konsekwentne budowanie zespołu i repertuaru Teatru Powszechnego w Radomiu. Dyrektor Zbigniew Rybka posiadł wiedzę na temat gustów publiczności i do różnych grup wiekowych oraz środowisk kulturalnych trafia bezbłędnie ze swoją ofertą. Ten nowoczesny target marketing w dziedzinie sztuki teatralnej przynosi efekt w postaci pełnej widowni. Na pytanie: jaki teatr jest uprawiany w Radomiu, trzeba odpowiedzieć: dobry dla wszystkich, czyli sprawdzony, tradycyjny, profesjonalny i bezpieczny, słowem - solidny. Przecież tylko malkontenci mogą mieć pretensje o niekontrowersyjność w podejściu do tematu czy estetyki wystawianej sztuki. To jest prawdziwie miejski teatr.

Te refleksje sprowokowała najnowsza premiera teatru - "Wujaszek Wania" w reżyserii Linasa Zaikauskasa. Jak przyznał sam reżyser, propozycja pracy nad Czechowem wyszła od dyrektora Powszechnego. Tylko on wie, ile kosztowała go aktorska karuzela przy tym spektaklu, ale podjął wyzwanie i w kilka dni przed premierą zaakceptował zmiany niemal połowy składu aktorskiego. Reżyser metodą prób i błędów doszedł w końcu do optymalnej, sądząc po efektach, obsady aktorskiej.

Nie umniejszając nic "Szekspirowi rosyjskiej sceny", trzeba się jednak zapytać o celowość pochylenia się nad tym tekstem w roku 2010. To, co przeżywają bohaterowie Czechowa, jest udziałem ludzi jako tako wykształconych i czujących, czyli większości z nas. Dla współczesnego widza próżniacze życie rosyjskiego ziemiaństwa może przypominać obecnych bohaterów modnych seriali z życia wyższych sfer. Cechą jednych i drugich jest życiowa frustracja, w której dominują poczucie niespełnienia, nuda, ból, złość i lęk. Niemal wszyscy w domu Wojnickich mogą służyć za modelowe przypadki frustratów. Czechow to rzeczywiście wielki psycholog, a końcówka XIX wieku sprzyjała tego rodzaju dekadenckim emocjom. Ale czy dziś możemy podobnie przeżywać świat? Czy frustracja jako dominujące zjawisko może definiować współczesnego człowieka? Nie jestem pewien. Powodów oczywiście mamy wiele, ale z gruntu innych niż mają postacie Czechowa. I z tego względu można mieć zarówno pretensje, jak i chwalić dyrektora artystycznego teatru. Pretensje o to, że rzadko odnosi się do problemów palących i krwawiących, jak teatr w Legnicy, pochwały zaś może wywołać mówienie nie wprost o dzisiejszych problemach człowieka. Na szczęście już docierają wieści o realizacji na naszej scenie nowego dramatu Macieja Wojtyszki "Królowe Brytanii" i ciekaw jestem reakcji widowni na brutalne ukazanie motywów ludzkich zachowań.

Z przedstawienia "Wujaszka Wani" niewątpliwie pozostaje bardzo dobre wrażenie aktorstwa. Wspomnieć trzeba gości radomskiej sceny. Sieriebriakow w wykonaniu Zdzisława Wardejna to esencja kabotynizmu wymieszana z egoizmem. Kilka scen z jego udziałem pozostanie w pamięci, zwłaszcza te, kiedy to schorowany impotent jest przyczyną udręki młodej żony, czy też gdy w chwili wyjazdu rozdaje na pamiątkę własne zdjęcia.

Niezwyczajnym osiągnięciem aktorskim jest przygotowana przez Stanisława Biczyskę w osiem dni rola wujaszka. Ten dobroduszny Wania to przykład sfrustrowanego podstarzałego człowieka, który przeżywa klęskę życiową, uświadomiwszy sobie samotność i własną głupotę. Równie szybko wszedł w rolę i znakomicie wypadł nieszczęsny poczciwina Tielegin w wykonaniu Wojciecha Ługowskiego. Jak głupiec chodzi ciągle z tą lalką niczym z wspomnieniem byłej żony i jest takim żałosnym memento dla starych kawalerów. Świetną figurę stworzyła Danuta Dolecka, jej interpretacja postaci Marii Wojnickiej, matki Wani, zwariowanej na punkcie swego byłego zięcia, wręcz zakochanej w nim byłej teściowej, to znakomity przykład aktorstwa charakterystycznego. W końcu ujrzałem chyba w życiowej roli Jarosława Rabendę. W trakcie pracy nad postacią Wani doszło do zmiany roli na Astrowa i trzeba przyznać, że tylko doświadczeni aktorzy są w stanie dokonać skutecznego przeistoczenia. Panie Jarosławie, należą się panu słowa uznania za Astrowa, sfrustrowanego lekarza i beznadziejnego ślepca w stosunku do Sonii.

Na deser zostawiam widzom kreacje: Heleny - Honoraty Witańskiej i Sonii - Agnieszki Wilkosz. Jeszcze 29 stycznia tego roku reżyser widział te dwie aktorki w innych rolach, 20 lutego na premierze okazało się, że zmiana dała efekt znakomity. Już się nie dowiemy, jaką Sonię stworzyłaby pani Honorata, a jaką Heleną mogła być pani Agnieszka. Ale nie żałujmy tego. To, co widać na scenie, jest tak przekonujące, że od tej pory będziemy oglądać "Wujaszka Wanię" przez pryzmat kreacji tych dwu młodych, nieszczęśliwych z różnych powodów kobiet. Helena jest przykładem typowej niezaspokojonej w miłości i znudzonej mieszczki, zmuszonej chwilowo przebywać na wsi. Wyszła za mąż dla prestiżu i pieniędzy, ale nie przewidziała życiowej frustracji wynikającej z różnicy wieku z mężem. Za chwilę może się stać taką "żoną Tielegina", ale brak jej odwagi.

Sonia to postać zaprawiona do nieszczęść. Osierocona wcześnie przez matkę, pozostała w domu Wojnickich i wprawiała się do pracy w gospodarstwie. To niezastąpiona pomocnica wujaszka. Jej frustracje wynikają z kompleksów i niespełnienia w miłości do Astrowa. Nie można zapomnieć o odległym uczuciowo ojcu, który dla wygody oddał córkę pod opiekę teściowej. To musiało pozostawić w dziecku gorzkie poczucie odrzucenia. Agnieszka Wilkosz oddaje ból samotności i pragnienie miłości tak szczerze, że jedyną postacią, której żałujemy na końcu, jest właśnie Sonia.

Na koniec nieco o reżyserze. Gdybyśmy nie znali z wypowiedzi po premierze i zza kulis legendy tworzenia spektaklu, musielibyśmy przyznać, że praca została wykonana solidnie. Na pewno Linas Zaikauskas bezbłędnie wykorzystał umiejętności aktorskie zespołu, co zaowocowało trzymającym w skupieniu i napięciu przedstawieniem. W sumie otrzymaliśmy tradycyjne dzieło sceniczne, którego walory artystyczne należy ocenić dość wysoko, a zasługi w tym największe mają aktorzy. I tym razem nie zawiódł nos dyrektora Rybki! Gratuluję całemu zespołowi!



Zbigniew Wieczorek
Gazeta Wyborcza Radom
5 marca 2010
Spektakle
Wujaszek Wania