Nos zawodowca

Nowy sezon w teatrze Korez rozpoczął się spektaklem "Kolega Mela Gipsona", w reżyserii Tomasza Patlewicza. Mirosław Neinert po raz kolejny rozbawił publiczność i zachwycił ją swoim kunsztem gry aktorskiej. Oklaskom nie było końca...

Postać Feliksa Rzepki można spostrzegać na różne sposoby. Z jednej bowiem strony mamy do czynienia z przeciętnym aktorem, który chcąc żyć na tzw. poziomie – chałturzy w USA pod pretekstem umacniania „więzi między Polonią a Macierzą” lub też przebiera się za dystrybutor paliwa ze Stacji BP. Z drugiej zaś, to aktor jednej roli – Cyrano de Bergerac, która sporządza statystyki rozdawanych przez siebie „autosów” (czyli autografów), a co zabawniejsze, każdą napotkaną na drodze kariery w taki czy inny sposób sławę, uważa za swojego kumpla. Tak oto Mel i Fel stali się przyjaciółmi…
 
Aktorzy dzierżą trudny żywot, bowiem zmuszeni są do zmagania się nie tylko z własnym życiem, ale także i z tym, granych przez siebie postaci. Artysta musi dbać o zdrowie, ciało, głos, który w każdej chwili może zachrypnąć. Nie mówię już o takich przeciwnościach losu, jak ściągnięcie z repertuaru samego Cyrana de Bergerac! Feliks Rzepka nie został wyrzucony z obsady – sam zrezygnował ze współpracy z teatrem. O takich i innych urokach zawodu opowiadał Rzepka komisarzowi podczas przesłuchania. Zaskakujące jest to, jak desperacka myśl zakorzeniła się w tym człowieku. Nawet napad na bank uważał za swój swoisty „łabędzi śpiew”, który miał ocalić resztki jego aktorskiej godności. 

Całe szczęście między Mirosławem Neinertem a Feliksem Rzepką stoi ogromna, artystyczna przepaść. Fantastyczny tekst Tomasz Jachimka pozwolił na zaprezentowanie mistrzostwa pana Neinerta, który to bawił, to zaskakiwał i wzruszał. Któżby pomyślał, że publiczność wraz z Feliksem Rzepką zaśpiewa „O mój rozmarynie”? Ukazanie kulis życia aktora było zabawne, ale w gruncie rzeczy tkwiło w nim jakieś ziarno gorczycy. Zatem idealnym odzwierciedleniem żywotu aktora oraz puentą monodramu zdała się być piosenka (dobrego znajomego Rzepki) Budki Suflera – „A po nocy przychodzi dzień”. 

Cóż się dziwić Feliksowi Rzepce? Spójrzmy prawdzie w oczy, takich artystów jest całe mnóstwo. Młodzi ludzie co roku, w coraz to większych tłumach z niecierpliwością i nadzieją czekają na egzaminy wstępne do Państwowych Szkół Teatralnych czy też Akademii Teatralnej, lecz spośród nich dostaje się dosłownie garstka, która po kilku latach nauki rozpoczyna, a raczej stara się o pracę w zawodzie. Kariera Feliksa Rzepki nie była taka zła, w końcu zagrał samego Cyrana de Bergerac. Jednak wielu uzdolnionym ludziom brakuje tej odrobiny szczęścia i nie dostaje od losu możliwości wybicia się. Dlateg,o niestety, aby ktoś mógł być Melem Gibsonem, Feliksem Rzepką musi być ktoś inny.



Anna Broniszewska
Dziennik Teatralny Katowice
30 września 2009