Nowy początek

"Koniec półświni" w Teatrze Nowym jest końcem ograniczenia przez konwencje. Aktorzy odchodzą od bezpiecznych i dobrze znanych sposobów komunikacji z publicznością. Sprawdzanie, co stanie się gdy przekroczy się te granice, może się skończyć albo poruszeniem albo obrzydzeniem. Choć wydaje się to często tożsame.

Przestrzeń sceny pokryta jest białymi kartkami, sprawiając wrażenie, iż chronią przed zabrudzeniem krwią. Pustka skupia automatycznie uwagę na dwójce aktorów. Jedynie poprzez nich zaczynamy kojarzyć kartki z rzeźnią. Istnieją jako najbarwniejsza część scenografii, która po tym jak widzowie zajmą miejsca zaczyna do nich mówić. Sytuacja i rzeczywistość konstruowana jest poprzez język. Zdania tworzące ten świat zostają wykrztuszone, niemal siłą wyciągane z ciała. Niczym kawałki mięsa niechlujne i obrzydliwe poddawane są pod osąd i reakcje widowni. Relacja z publicznością jest w tym spektaklu testowana do granic wytrzymałości. W małej przestrzeni teatru widz niezwykle silnie odczuwa każdy gest wykonany przez aktora.

Sytuacja ofiary istnieje w spektaklu jako temat do rozwinięcia i poddania ocenie. Dlatego każde działanie na scenie posiada podobną strukturę powolnego rozwoju i nabierania intensywności, aby potem dokonać refleksji nad przedstawionym dziełem. Sytuacje można opisać jako przekształcanie się w coś niemożliwego do zniesienia – półświni, robaka czy kupę mięsa w naczyniach. Dokonywane jest to poprzez język i ciało aktorów, którzy powoli, wsłuchując się w reakcje publiczności próbują przebić się przez ograniczenia teatralnego gestu. Jedzenie jabłka staje się procesem przemiany twarzy aktora w coś groteskowo napchanego i zaślinionego. Tworzonym sytuacjom towarzyszy refleksja. Widzimy różne reakcje na grane sceny – może być to wstyd, skrępowanie po bezmyślnej repetycji ruchów w scenie seksu czy próba doprowadzenia swojej postaci do znośnego porządku po wpychaniu jabłka w usta.

Głównym celem wydaje się odnalezienie poruszającego sposobu gry, który zrywa z klasyczną konwencją. Repetycja gestów i zachowań jest częścią męczącej fizycznej aktywności, pozostawiając wykonawców bez krzty uroku i godności. Nie można zostać ładnym i dobrze prezentować się na scenie, gdy musiało się podskakiwać i poruszać konwulsyjnie do intensywnych dźwięków muzyki. Działania sceniczne wydają się każdorazowo procesem utraty siły, godności, entuzjazmu. W stosunku do publiczności staje się to ustawianiem siebie w pozycji ofiary. Aktorzy uzależniają występ od reakcji widowni nie pozostając w bezpiecznym oddaleniu czy też konwencji rozmowy. Natalia Kalita i Piotr Trojan muszą każdorazowo skupiać uwagę widza na sobie i poprzez to na postaci, której proces tworzenia obserwujemy.

Muzyka wydaje się jedynie przerywnikiem, pomagając zapełnić przestrzeń gry, bądź zmienić nastrój. DJ został umieszczony z boku sceny mając możliwość obserwowania wykonawców i widowni. Jego obecność i rola w spektaklu jest zastanawiająca. Przerywa i rozładowuje napięcie budowane przy każdej sytuacji przez aktorów, podkreślając fragmentaryczność przedstawienia. Spektakl wydaje się przez to zbiorem układów językowych, w których istnieje ofiara.

Premiera w Teatrze Nowym podkreśla przede wszystkim ciągłe poszukiwanie nowych form ekspresji i działania w teatrze. Wydaje się, że na tak małej scenie nie jest możliwe prezentowanie tak różnorodnego repertuaru. Dlatego chyba jedyną cechą charakterystyczną tego teatru jest ciągłe zaskakiwanie widza. Spektakl przede wszystkim zachęca do śledzenia wyborów repertuarowych Teatru Nowego. Każde kolejne przedstawienie wyróżnia się oryginalnością, której odbiór zmusza widza do niekonwencjonalnego myślenia.



Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny
23 października 2010
Spektakle
Koniec półświni