O co chodzi w życiu Norwegów

Rozmowa z Wojciechem Bolanowskim

Małgorzata Matuszewska: Przetłumaczył Pan napisy do wszystkich filmów festiwalowych i większości spektakli, prezentowanych w ciągu roku w Teatrze Polskim w projekcie "Strefa: Norwegia". Filmy i sztuki mają szansę na komercyjny sukces? 

Wojciech Bolanowski: Znalazłyby dobry grunt w Polsce w wydaniu kameralnym i studyjnym. Filmy prowokują do dyskusji, nie dają widzowi zasnąć w czasie projekcji. Spektakle są bardzo ciekawe, ale trudno chyba byłoby je skomercjalizować na większą skalę. Świetne jest to, co robi Teatr Polski. To niezastąpiony pomysł - prezentuje kulturę norweską w małej skali, odpowiedniej dla grupy zainteresowanych. Chociaż... w tym tygodniu może się okazać, że jednak w zbyt małej skali.

Jaka jest Norwegia?

- Spędziłem w tym kraju siedem lat. Polakom Norwegia kojarzy się z naturą, najbardziej podoba się piękno i niezwykłość krajobrazu. I wciąż można tam zarobić, co także wszystkim odpowiada, choć nie ma intensywnego naboru pracowników, ale nie spadła też ilość pracy, jest tylko stagnacja. Polacy zastanawiają się, jakimi ludźmi są Norwegowie, oczywiście jako pracodawcy, potem znajomi. Większość Polaków poświęca też czas na podtrzymanie kontaktu z polską kulturą i rozrywką. Norweska kultura jest na szarym końcu ich zainteresowań.

Jak Pan ocenia dbałość państwa o norweską kulturę? 

- Pieniądze są mądrze wykorzystywane. Projekty kulturalne są dotowane, wśród nich są duże programy muzyczne, teatralne, ale i teatrzyki lalek z przedstawieniami dla dzieci. Liczne są tłumaczenia powieści norweskich autorów. Tym, którzy jeszcze tego nie robili, radzę zapoznać się ze współczesną muzyką, tą bardziej popularną i ambitniejszą, opartą na motywach ludowych.

Co lubią mieszkańcy?

- Jest tam co obejrzeć, przynajmniej mieszkańcy miast są dobrymi konsumentami kultury. Interesują się też bardzo produktami kultury innych krajów. Mieszkając tam, obserwowaliśmy z zaskoczeniem zainteresowanie filmami Krzysztofa Kieślowskiego. Ludzie oglądali je w telewizji i komentowali. Były bardziej popularne niż filmy Wajdy czy Zanussiego. Często szukają filmów psychologizujących. Ich produkcje filmowe to nie są łatwe komedie. Raczej sięgają po pytania egzystencjalne: po co żyjemy, o co mi chodzi w życiu.

Jak ocenia pan import norweskiej kultury do Polski? 

- Współczesna literatura jest tłumaczona od wielu lat. Najbardziej znany w szerokich kręgach jest chyba Jostein Gaarder (autor wprowadzenia do filozofii dla młodzieży pt. "Świat Zofii"). Nowością dla mnie jest próba sprowadzenia do Polski teatru i filmu norweskiego. Import norweskiego filmu nie jest prostą sprawą i nie wydaje mi się, żeby było to umiejętnie realizowane. "Białe szaleństwo" w reżyserii Rune Denstada Langlo reklamowano jako komedię, więc trudno się dziwić, że publiczność wychodziła w czasie projekcji. To zupełne nieporozumienie. Poczucie humoru w komediach skandynawskich jest zupełnie inne od naszego, nawet nie należy tłumaczyć słowa komedia jako komedia. Gdyby tego typu filmy przedstawiano jako psychologiczne dramaty, sprzedawałyby się może gorzej, ale nazwa gatunku byłaby trafna.

Norwegowie są lepszymi pracodawcami niż Polacy, lepszymi przyjaciółmi?

- Nie stronią od uogólnień na własny temat, prezentowanych choćby w podręcznikach do nauki języka. Uogólnienia są jednak coraz mniej trafne. Mówią o sobie i jest w tym troszkę prawdy: są zamknięci, trudno się z nimi zaprzyjaźnić, ale można też bardzo łatwo znaleźć wiele wyjątków od tej reguły. W większości Polacy znajdują w nich bardzo dobrych pracodawców. A i kultura pracy jest odmienna od naszej. Warunki pracy są dogodniejsze, bardziej ludzkie, oczywiście są też negatywne wyjątki.

Co wpływa na to, że praca tam jest dobra?

Norwegia w bardzo mądry sposób wykorzystuje pieniądze, które ma z ropy naftowej od lat 70. zeszłego wieku. Inwestują nie tylko w rozwój gospodarki, żeby wytrzymała ona brak ropy za kilkadziesiąt lat, ale starają się o zachowanie natury. Więcej mówi się o dbałości o zasoby ludzkie. Prowadzą mądrą politykę demograficzną, co doprowadziło ich do czołówki krajów europejskich we wzroście populacji w ostatnich latach. Bardzo dbają o przestrzeganie prawa pracy, stojącego na straży przyjaznego, zdrowego, niewyniszczającego pracownika miejsca pracy. Dbają o to, żeby liczba godzin pracy nie była przekraczana. Świetne warunki stwarzają matkom i samotnym matkom, wszelkim słabszym na rynku pracy osobom.



Małgorzata Matuszewska
POLSKA Gazeta Wrocławska
26 czerwca 2010