O co naprawdę chodzi w sporze o Operę Bałtycką?

Otrzymaliśmy, jak każde medium znajdujące się na liście, kilka dokumentów od prof. Warcisława Kunca, dyrektora Opery Bałtyckiej od 1 września 2016 roku. W kolejności to: 1. oświadczenie dyrektora, zawierające m.in. przeprosiny za odwołanie spektaklu (jedna strona), 2. pismo przewodnie do propozycji porozumienia ze związkami zawodowymi (dwie strony, datowane 30 stycznia 2017), 3. załączniki do propozycji porozumienia (7 stron, w tym propozycje wynagrodzeń oraz termin na odpowiedź (do 10 lutego), po którym, w przypadku braku uzgodnionego stanowiska związków zawodowych, dyrektor uzna negocjacje za zakończone). Pierwszą odpowiedzią załogi na propozycje dyrektora jest strajk.

Zarobki wyższe, czyli niższe

Nowy dyrektor Opery wprowadza wiele zmian. Zmiany personalne zawsze produkują emocje, komentarze i plotki, ale to oczywiste, zrozumiałe i wręcz standardowe. Warcisław Kunc idzie dalej, chce wprowadzić zmiany totalne, obejmujące regulamin wynagrodzeń i pozostałe (np. regulamin organizacyjny), co oczywiście wzbudza emocje największe. Poprzedni dyrektor, Marek Weiss, w ostatnim roku swej dyrektury wprowadził normę "zerową" (wcześniej obowiązywały normy 1, 2 i 3). W skrócie: zatrudnieni na etatach mieli stałą pensję i dostawali dodatkowe honorarium za każdy występ/działanie. W przypadku niektórych grup były to sumy godziwe. Nowa propozycja podnosi wynagrodzenie zasadnicze, czyli gwarantowane, ale w praktyce powoduje obniżkę w stosunku do normy "zerowej" i poprzedniej, bo opiewa na 8 występów w ramach wynagrodzenia zasadniczego. Załoga obawia się, i jak na razie ma ku temu podstawy, że występów nie będzie więcej niż 8, przez co wynagrodzenie realnie spadnie (w skrajnych przypadkach o 2/3). Odpowiedzią na nowe propozycje dyrektora jest strajk.

Najważniejsze: Kwestia zaufania

Rozmowy z pracownikami i przedstawicielami związków zawodowych (w Operze są cztery) rzucają nowe światło na przebieg wydarzeń w Operze. Początkowo można było wysnuć wniosek, że przeciwko dyrektorom (wcześniej Weissowi) jest głównie NSZZ Solidarność, która stosowała najbardziej spektakularne formy protestu. Dodajmy – nie zawsze udane i znajdujące poparcie u reszty załogi. Dzisiaj jest inaczej – przeciwko Warcisławowi Kuncowi występuje większość pracowników, choć oczywiście są także zwolennicy, ale w zdecydowanej mniejszości. W najtrudniejszej sytuacji jest pion „biurowy", najbardziej podatny na decyzje dyrektora (najłatwiej zwolnić „biały kołnierzyk"). Oba przeprowadzone referenda (ws. podwyżek i zgody na strajk oraz odwołania W. Kunca) były ważne i przyniosły zdecydowanie niekorzystne rozstrzygnięcia dla dyrektora.

Najbardziej zaskakujący dla postronnego obserwatora jest fakt, że właściwie związki i załoga zgodziły się na najważniejsze rozwiązanie, czyli wprowadzenie nowego systemu wynagrodzeń połączonych z nową normą (8). Dlaczego więc obserwujemy eskalację konfliktu? Albo jeszcze prościej: dlaczego konflikt w ogóle jest? Szczególnie, że brakuje tak niewiele do osiągnięcia porozumienia?

Środowisko artystów jest specyficzne. Każda grupa ma swoją wyjątkowość, ale wspólna jest nadwrażliwość. Anegdotyczny przykład z Opery to kwestia słynnego już rożka angielskiego: ma być na etacie czy nie musi? Czy można „umierać" za rożek angielski? Jak się okazuje, można. Nie deprecjonując ważności instrumentu dętego drewnianego z grupy aerofonów stroikowych dla brzmienia orkiestry, przyznać trzeba, że, mówiąc delikatnie, niektóre reakcje artystów są nieadekwatne. Ale i to można wynegocjować, gdy po obu stronach występuje zaufanie.

Warcisław Kunc rozmawia z załogą już od czerwca. Początki były dobre, wydawało się, że nowy sternik ma spory kredyt zaufania. Ciągnęły się niekończące się dyskusje, spotykano się co rusz, powstawały nowe zapisy i... narastało zmęczenie. W międzyczasie powstawały sytuacje, które zaczęły budować negatywny obraz nowego szefa. Trudno rangować zarzuty, część na pewno wynika z ogólnego przewrażliwienia, ale niektóre zastanawiają. Choćby tydzień pracy W. Kunca. Nowy dyrektor ma wolny poniedziałek, pracuje od wtorku do piątku. Pewnie konsekwencją tego jest fakt, że w niedzielę nie ma grań. To wydaje się kuriozalne. Błędem taktycznym było odwołanie „Traviaty", a pomysł zagrania jej z fortepianem to już kompletna porażka – szczęśliwie żaden z pianistów nie przyjął propozycji. Zdumiewają realizacje semi-stage, podobnie jak budżety nowych produkcji (512 tys. za „Cyganerię" ze scenografią wypożyczoną, wobec 340. za „Straszny dwór" i 380. za „Czarną maskę") czy ostatni "drobiazg" - brak nut do "Pinokia", przez co muzyka będzie z taśmy a nie na żywo, jak pierwotnie planowano. Pół sezonu to zdecydowanie za mało, by wypowiedzieć się na temat jakości artystycznej, ale niepokój narasta w wielu kręgach.

Co dalej?

Błędy wymuszone i błędy niewymuszone sprawiły, że załoga straciła zaufanie do szefa. Trudno jednoznacznie rozłożyć akcenty, wydaje się jednak, że trudna sytuacja ciągnie się od lat. To rozwijająca się niczym śnieżna kula spadająca ze stoku gra, w której biorą udział w różnych rolach: roszczenia pracownicze, godność człowiecza, ambicje artystyczne i duży zbiór obiektywny, który wpływa na całość (choćby za mała widownia, która generuje w naturalny sposób największą w pomorskiej kulturze różnicę między kosztem a przychodem z biletów). Organizator jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony chce dać swobodę zarządcy, co jest podstawą pracy artystycznej, z drugiej strony oczekiwania w stosunku do Opery są największe a możliwości bazowe oraz finansowe niewspółmierne. Wydaje się, że nowy dyrektor uzyskał bardzo wiele – choćby oddłużenie. Był duży kredyt zaufania, media zachowywały się spokojnie, choć kontakt i sygnały dochodzące z Alei Zwycięstwa 15 były coraz bardziej niepokojące (temat na osobny artykuł, ale są ważniejsze).

Recepta na dziś wydaje się prosta, czyli trudna. Opera potrzebuje na stanowisku pierwszego po Bogu osoby, która odzyska zaufanie załogi, środowiska i społeczności. Przywróci godność pracownikom, zarazem tworząc nowe przymierze, które wymaga ofiar. Odniosłem wrażenie, że załoga jest w stanie pewne ofiary ponieść w określonym czasie, ale oczekuje podmiotowego traktowania, które jej się absolutnie należy.

Nie da się ukryć, że akcje Opery nie są dzisiaj najlepszą lokatą na giełdzie priorytetów społecznych, a nieprzemyślane działania prowadzą do obniżenia statusu i prestiżu instytucji, która ma być koroną sztuki wysokiej. Znamy głosy przeciwników i chętnych do zamknięcia Opery. Są też tacy, którzy uważają, że Operę należy postawić w stan upadłości po to, by móc ją odbudować na nowych zasadach. Na dzisiaj to absolutnie przedwczesne koncepty.

Dzisiaj potrzebny jest człowiek, który wprowadzi nową koncepcję komunikacji. Nigdy nie jest za późno na zmiany, więc nie skreślałbym Warcisława Kunca, o ile oczywiście dokona dezintegracji pozytywnej i wykaże się mądrą empatią. Jeśli jednak dyrektor nie zmieni się, trzeba będzie zmienić dyrektora. W pierwszym okresie p.o. dyrektora wraz z Radą Programową powinni uspokoić sytuację i dojść do porozumienia z załogą. Po niezbędnym oczyszczeniu można pomyśleć o nowym konkursie. Potrzebujemy dobrej Opery Bałtyckiej - na miarę naszych ambicji i możliwości kulturowych, ale i finansowych. Szukajmy dróg prowadzących do pozytywnych rozwiązań.



Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
10 lutego 2017
Portrety
Warcisław Kunc