O jedną Lalkę za dużo

Może zdarzyć się, że z połączenia zbyt dużej ilości pomysłów, wychodzi jeden wielki antypomysł - coś, czego należałoby się wystrzegać, aby nie zostać posądzonym o wprowadzanie w życie "snu wariata". Estetyczna lichota, brak spójności, współczesna gwara rynsztokowa mieszająca się z dziewiętnastowiecznym językiem literackim, brak zaangażowania aktorów - wszystko to wygląda, jakby ostatnim wysiłkiem trup postmodernizmu, tym razem na deskach teatru, postanowił bezcześcić Prusowską "Lalkę".

Przeciętny widz, po obejrzeniu „Lalki” wystawionej przez Teatr Polski we Wrocławiu, może odnieść całkiem trafne wrażenie, że zobaczył właśnie niezbyt udaną i eklektyczną adaptację powieści Bolesława Prusa. I choć literatura nie jest stworzona, by usługiwać teatrowi a teatr literaturze, to tutaj mamy do czynienia z przypadkiem, w którym teatr nie dość, że literaturze nie służy, to jeszcze nawet szkodzi. Szkodzi dlatego, że zniechęca widza do odwołania się do pierwowzoru powieściowego, tylko dlatego, że przez przypadek przedstawienie zostało mianowane „Lalką”.

Motywy powieściowe owszem i pojawiają się, ale przeplatane są z się sekwencjami współczesnego życia. To dość często stosowany współcześnie zabieg, jednak w tym przypadku może sprawiać trudności w rozumieniu fabuły.  Ponadto warto odpuścić sobie interpretację dekoracji, która z racji swojej kiczowatości i karykaturalności, sama prosi się, żeby potraktować ją tylko pobłażliwym uśmiechem. Trudno bowiem naprawdę zrozumieć, po co na scenie pojawia się gigantyczna lalka, wprowadzana przez ekipę techniczną.

Spektakl nazwano w recenzji repertuaru wrocławskiego Teatru Polskiego ponadczasową historią miłosną. Oczywiście można się zgodzić, że wątek miłosny na pewno otarł się o scenę, zostawiając po sobie ślady i dowody tej miłości w wyznaniach, jakże krańcowo różnych. Wokulski prosząc by Izabela włożyła mu palec w tylną część ciała, a ona wyznając przedtem „ bywają wielkie zbrodnie na świecie, ale największą chyba jest zabić miłość”.

Jednak najpoważniejszym zarzutem, jaki można postawić przedstawieniu Teatru Polskiego, to doprowadzenie do sytuacji, w której widz odczuwa wstyd za inscenizację, jaką właśnie ogląda. „Lalka” wprawdzie stara się być spektaklem na wskroś nowoczesnym, ale używa do tego chwytów tak wyświechtanych, że aż nudnych. Ileż to już razy we współczesnych przedstawieniach widzieliśmy jak aktorzy starają się szokować nagością, wychodzą do widowni i ją napastują, zamieniają spektakl w show. Powoli takie działania stają się artystycznym nihil novi.

Ciężko ogląda się taki twór szalonego umysłu, przerysowane i niezrozumiałe idee przełożone na język teatru. „Lalce” bowiem brakuje języka, którym mogłaby porozumieć się z widownią, a dodatkowo szuka go we współczesnej tandecie. Nie tędy droga. Na początek może wypadałoby zdjąć Wokulskiego ze stryczka, zejść z gigantomanii na minimalność, a z Prusa na coś mniej ambitnego.



Paweł Bukowski
Dziennik Teatralny Wrocław
14 lutego 2009
Spektakle
Lalka