O "Kupcu" Mikołaja Reja

Rozmowa z Michałem Zadarą.

Zapowiadał Pan rok przerwy od teatru.
„Kupiec” Mikołaja Reja jest wynikiem pracy laboratoryjnej. To próba odzyskania tego utworu dla teatru i namysłu nad pytaniem, w jakich warunkach ta sztuka mogłaby być obecna w teatrze, czy w kulturze polskiej w ogóle. Swój rok przerwy od teatru poświęcam na to, by w teatrze badać możliwości teatru.

Co to w ogóle jest Kupiec?
To przede wszystkim potwornie długi utwór, opowiadający historię o tym, jak pewien Kupiec umarł i został zbawiony. Rej tę – dosyć prostą historię – rozwlókł na prawie dziesięć tysięcy wersów. Jest to tekst prawie zapomniany przez kulturę polską – nigdy nie wystawiany, wydany – nie licząc streszczeń – ostatni raz w 1924 roku. Nie istnieje powojenne wydanie tej sztuki.

Dlaczego nie wystawia Pan całego Kupca, na dużej scenie, porządnie?
Po pierwsze, trwał by więcej niż dziesięć godzin – czyli to są dwa lub trzy wieczory w teatrze. Trzeba by uruchomić olbrzymie środki. Może, jeśli ten eksperyment się powiedzie, za kilka lat będziemy w stanie zrobić prapremierę Kupca. Na razie nie jest to możliwe, ponieważ nie wiemy, jaki rodzaj teatru przystaje do tej sztuki.

Czy protestantyzm Mikołaja Reja ma wpływ na tę sztukę?
Rej bardzo krytykował Kościół oraz kler. Jego zarzuty pod tym adresem ciągle brzmią aktualnie i zadziwiająco odważnie. Równocześnie proponuje on bardzo pogłębioną i skupioną drogę duchową. Nie poprzestaje na krytyce katolicyzmu, ale też proponuje powrót do źródeł chrześciaństwa na podstawie łaski, miłosierdzia. To jest bardzo religijna sztuka – i ważniejsza od krytyki Kościoła jest dla Reja krytyka stanu duchowego współczesnego człowieka. Współczesnego jemu, i współczesnego nam. W tym sensie jest to sztuka współczesna.



(-)
Materiały Teatru
2 maja 2009
Portrety
Michał Zadara