O matce i ojczyźnie

Rozmowa z Marcinem Liberem, reżyserem "Utworu o Matce i Ojczyźnie", którego prapremierę przygotowuje na scenie Malarni Teatru Współczesnego

Po "ID" realizuje pan kolejny trudny tekst: "Utwór o Matce i Ojczyźnie" Bożeny Keff. W 2009 roku książka była nominowana do Nagrody Nike. Skąd pomysł na ten spektakl? Będzie to jego polska prapremiera. 

- Tekst zaproponowała mi Anna Augustynowicz. Zadzwoniła do mnie w momencie, gdy akurat trzymałem go przed sobą. Jestem zachwycony jego tematyką! Ona naturalnie wypływa z tego, czym zajmowałem się wcześniej. To nie jest tekst napisany dla teatru, to jest coś w rodzaju poematu, w którym został zachowany duży reżim, jeśli chodzi o słowo i rytm. Opowiada o trudnych relacjach między córką a matką, te sprawy rozgrywają między sobą aktorki, ale mówi też o równie niełatwych stosunkach między nami a ojczyzną. Dotyczy przede wszystkim naszego stosunku do historii ojczystej, spraw, o których nie chcemy wciąż głośno mówić, a dokładnie - polskiego antysemityzmu. I to z kolei interesuje mnie bardziej niż temat, którym zajmują się aktorki.

Relacje: matka - córka, ojczyzna - społeczeństwo. Na czym polegają trudności w komunikacji między nimi? 

- Trudno jest wypominać wady matce, to jest konfliktogenne, trudno jest żyć w sytuacji, w której przeprowadzenie dialogu staje się prawie niemożliwe. Żyjemy w kulturze monologu i jesteśmy zmuszeni do słuchania. Wyklucza się nasze wypowiedzi, nie dopuszcza się nas do głosu. Może to dotyczyć zarówno relacji matka - córka, jak i ojczyzna - społeczeństwo. Mamy bardzo ciekawą i skomplikowaną historię, tak samo trudny i skomplikowany może być charakter matki, która przeżyła Holocaust i wojnę, której nie zabił ani Hitler, ani Stalin, a jedyną bliską osobą, jaka jej pozostała, jest córka. Przy tym spektaklu pozwoliłem sobie na zbudowanie trochę innej partytury, jeśli chodzi o tekst. Musiałem go skondensować. 

Korzystał pan z innych tekstów, realizując spektakl? 

- Pracując nad nim, czytaliśmy "Strach" Tomasza Grossa, bardzo bliski temu, o czym pisze Bożena Keff. Opowiadamy o dwóch bohaterkach, które są pochodzenia żydowskiego. One odczuwają antysemityzm - świat, w którym żyją, wypomina im pochodzenie, piętnuje je.

Czy tak jak przy realizacji "ID", również i teraz będzie pan korzystał z multimediów? 

- Pracujemy w Malarni, to bardzo kameralna przestrzeń. Multimedia należą do mojego języka. Chór, który jest w tekście, będzie występował na wideo. Co do muzyki: cieszy mnie, że udało mi się namówić do współpracy Aleksandrę Grykę, która przygotowała ścieżkę dźwiękową oraz partyturę dla chóru złożonego z aktorów Teatru Współczesnego. 

"ID" wywołało z jednej strony zachwyt, z drugiej - kontrowersje. Nie obawia się pan podobnych reakcji również teraz?

- Będę lojalny i uprzedzę widzów, że to nie będzie łatwy temat i łatwe przedstawienie. Będą kontrowersje. Oczywiście, naszym założeniem nie jest wywoływanie skandalu, ale sam tekst może być odebrany jako obrazoburczy. Po pierwsze dlatego, że niepochlebnie wyraża się o matce, a po drugie - że są w nim słowa krytyki wobec ojczyzny. Piętnujemy na przykład te pomniki, które sama sobie stawia, a które nie są trafione. Ale ja uprawiam teatr obywatelski, a to znaczy, że moja wypowiedź ma czemuś służyć. Chodzi mi o refleksję, odświeżenie pamięci o pewnych wątkach naszej historii. 

Jak ocenia pan dzisiejsze relacje między ojczyzną a społeczeństwem? 

- Mamy szczęście, że żyjemy w czasie, w którym demokracja się rodzi i jestem szczęśliwy, że nasz kraj zmierza w tym właśnie kierunku. Bez głosu obywateli, bez ich wpływu na bieżącą sytuację, demokracja nie miałaby sensu. Każdy ma prawo uprawiać teatr, jak chce. Ale ja mam poczucie, że jeżeli uprawiam go za pieniądze publiczne, to powinienem mówić o sprawach publicznych. 

W piątek premiera w Malarni, a co potem? Jakie są pańskie plany? 

- Jestem pomysłodawcą i kuratorem projektu, który nazywa się "Suchy Dok". Wspólnie z Instytutem Reportażu przygotowujemy czytanie performatywne tekstów, które ukazały się w Dużym Formacie "Gazety Wyborczej". Przygotowałem pierwszą część cyklu, teraz zapraszam kolejnych reżyserów do prezentowania swoich tematów. Daję im wolną rękę, jeśli chodzi o wybór tematów i ich realizację. Niebawem zrekonstruujemy też "Rekonstrukcję poety" Herberta, którą zrobiłem dwa lata temu.

Wróćmy do "ID". Spodziewał się pan takiego sukcesu przedstawienia, tylu nagród na festiwalu "Interpretacje"?

- Nie myśleliśmy w kategoriach sukcesu. Najpierw miał to być tekst czytany, później się okazało, że mamy więcej partnerów, a co za tym idzie - więcej pieniędzy. Niezależnie od tego za co się zabieram, zawsze staram się to zrobić dobrze. Przyjemność naszej pracy sprzęga się z przyjemnością (albo nieprzyjemnością) widza. Takie relacje mnie cieszą 

- Dziękuję za rozmowę. 

*** 
Na zakończonym w minioną niedzielę XII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach najwięcej nagród zdobył Marcin Liber za spektakl "ID" zrealizowany w Teatrze Współczesnym w koprodukcji z Teatrem Łaźnia Nowa w Krakowie i Temps d\'Images 2009 w Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Spektakl nagrała TVP Kultura, która uznała go za jeden z najciekawszych na festiwalu. Emisja w TVP Kultura: 30 marca, godz. 20.



Aneta Dolega
Kurier Szczecinski
26 marca 2010
Portrety
Marcin Liber