O miłości do rodziny i ojczyzny

"Wilhelm Tell", najwybitniejsza i ostatnia opera Gioacchina Rossiniego (choć żył jeszcze 39 lat), należy do tzw. grand opéra, czyli stylu wielkiej opery historycznej. Odznacza się cechami monumentalnymi zarówno w potężnej partyturze o niezwykłej sile dramatycznej, jak i w przedstawionym temacie, także o wymiarze wielkiego dramatu.

Mimo bardzo pięknej muzyki, bogatej instrumentacji, epickości, libretta opartego na tragedii Friedricha Schillera pod tym samym tytułem, opera ta rzadko jest wystawiana ze względu na trudności wykonawcze wynikające z partytury wymagającej znakomitych śpiewaków, zwłaszcza jeśli chodzi o partię tenorową. Zawarte w muzyce elementy wirtuozowskie harmonijnie łączą się ze słowem libretta. Widać to w warszawskim wystawieniu tej wielkiej opery. To udany spektakl zarówno muzycznie pod dyrekcją Andriya Yurkevycha, wykonawczo, jak i inscenizacyjnie. I co ważne, angielski reżyser David Pountney kształt inscenizacyjny opery całkowicie podporządkowuje partyturze muzycznej (a to już rzadkość w operze, gdzie zazwyczaj pycha reżyserska nie ma granic).

"Wilhelm Tell" to opowieść o szwajcarskim bohaterze narodowym walczącym o niepodległość swojego kraju, przywódcy powstania wymierzonego przeciwko Habsburgom. Reżyser David Pountney powiedział w jednym z wywiadów, iż Rossini w swojej operze daje obraz rewolucji konserwatywnej, czyli że Wilhelm Tell nie ma w sobie nic z przywódców francuskiej rewolucji, lecz jest jak ojciec dbający o dobro swojego narodu. Widać to na przykładzie jego relacji z własną rodziną, którą kocha i za którą czuje się odpowiedzialny. "Trudno dziś o taki obraz polityka i rewolucji. A szkoda" - mówi reżyser.

Mimo że fabuła odnosi się do czasów mocno odległych, to także dziś rodzi się potrzeba takiego bohatera jak piękna postać Wilhelma Tella, człowieka odważnego, dla którego rodzina, honor, ojczyzna, wartości podstawowe były priorytetem. Bohatera o wyrazistej tożsamości, broniącego wartości, które definiują go jako mężczyznę, ojca rodziny i wiernego ojczyźnie obywatela.

Inscenizacja Davida Pountneya, zrealizowana z wielkim rozmachem, niesie wiele symboliki, na przykład podczas uwertury widzimy zawieszoną nad sceną wiolonczelę, już bez wiolonczelistki, którą wcześniej austriaccy żołdacy "zaaresztowali". Wymowna i symboliczna jest także szarość kostiumów oraz dekoracje składające się z rusztowań przypominających klatkę i symbolizujące niewolę Szwajcarów. Efektownie pokazane przechodzenie przez scenę w dość wolnym tempie chóru ubranego w przygnębiające szarością kostiumy tworzy klimat smutku niewoli Szwajcarów. A przełamanie tej kolorystyki sceną wieśniaków w barwnych strojach, śpiewających pieśni podnoszące chrześcijańskie wartości, oddające hołd Bogu, sławiące małżeństwo, rodzinę, zwracające się z modlitwą do Matki Bożej, ukazują tożsamość tego narodu, wiejskie obyczaje kultywowane przez kolejne pokolenia. Także ujmujące są sytuacje solidarności ludu z głównym bohaterem, zwłaszcza w przejmującej scenie, kiedy na rozkaz austriackiego poborcy podatkowego Gesslera (doskonały Wojciech Gierlach) Tell ma zestrzelić z łuku jabłko z głowy syna (w tej roli Katarzyna Trylnik). Scena znakomita nie tylko wokalnie, ale też aktorsko zagrana. Świetna choreografia, znakomite operowanie tłumem, scenami zbiorowymi wspaniale harmonizuje z całością spektaklu.

I najważniejsze: strona muzyczna wspaniale przygotowana. Śpiewacy znakomici. Partię Wilhelma Tella świetnie zaprezentował węgierski silny baryton Károly Szemerédy. Wątek Arnolda, szwajcarskiego patrioty zakochanego w austriackiej księżniczce Matyldzie, wspaniale oddał koreański tenor, operujący mocnym, czystym głosem Yosep Kang, zaś rolę Matyldy świetnie zaśpiewała polska sopranistka o przyjemnej barwie głosu Anna Jeruć-Kopeć. Wszyscy wykonawcy, począwszy od głównych partii po epizody, należycie wypełnili swoje zadania. Szczególnie zachwycił chór doskonale przygotowany przez Bogdana Golę. Pełni tu kilka zadań, także aktorskich.

Tylko jedna uwaga: to znowu koprodukcja. Czy naprawdę nasza Opera Narodowa nie może być samodzielna?



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
21 lipca 2015
Spektakle
Wilhelm Tell