O miłości głębiej niż na to wygląda
24 kwietnia odbyła się w Teatrze Współczesnym w Warszawie premiera „Historii miłosnej". Autorem sztuki jest Alexis Michalik, czterdziestoparoletni Francuz polskiego pochodzenia, aktor i dramaturg. Za reżyserię, adaptację i opracowanie muzyczne odpowiada Wojciech Malajkat. Jest to przedstawienie pozornie bardzo liberalne i nowoczesne, gdzie jednak po pierwszej nudnawej półgodzinie widzom prezentuje się ogrom wzruszających i zaskakująco konserwatywnych wartości.Tytułowa historia miłosna zaczyna się w niezobowiązujący sposób wspólnym wyjściem na drinka, który płynnie przechodzi w upojną noc, a następnie w coraz częstsze wspólne noce, zakup wspólnej kanapy, deklaracje miłości, a w końcu ślub. Ślub umowny, a nawet nieco prześmiewczy, bo historia dotyczy dwóch kobiet – Helen (Barbara Wypych) i Kate (Katarzyna Dąbrowska) – w kontekście nazbyt prawicowego otoczenia, czytaj państwa.
Przydługawa z początku akcja przetykana słabiutkimi żarcikami powoli się jednak zagęszcza, a główny ciężar dramaturgii bierze na siebie Dąbrowska, której wyrazista namiętność i poczucie humoru ożywia scenę. Kate jest stłamszona, zagubiona, pełna leków, tylko pozornie wyzwolona i radosna, ale to właśnie ona staje na wysokości życiowych zadań. Równie charyzmatyczny jest brat Kate, Robert (Marcin Stępniak), na pierwszy rzut oka pozer i przegryw nadrabiający miną, a w rzeczywistości szczery, wrażliwy i odpowiedzialny mężczyzna, który nie miał łatwo. Głównie dzięki kreacjom Dąbrowskiej i Stępniaka widzom dana jest szansa na obserwację i zrozumienie niegasnącej potrzeby miłości, niezależnej od trudnego dzieciństwa; potrzeby usytuowanej w samym środku zranień nie do uleczenia oraz problemów nie do rozwiązania.
Głębia psychologiczna sztuki obejmuje przyczyny, przebieg i potencjalne rozwiązania wszystkich chyba problemów obecnych w rodzinach i w związkach. Obserwujemy, jak ludzie robią sobie kuku na własne życzenie – skąd my to znamy... Jednocześnie wszystko jest zrozumiałe, jasne, wszystko otulone zrozumieniem, empatią i... miłością. Kto staje w prawdzie, wygrywa. Kto udaje, ucieka, przemilcza – rani innych i sam cierpi. A uzdrowienie zawsze sprowadza się do spokojnej rozmowy, na którą potrzeba czasu, a przede wszystkim decyzji. I nawet jeśli cierpieniu nie zawsze da się zapobiec, życie zawsze otwiera przed nami nowe możliwości. Kto by pomyślał, że będę tak górnolotne złote myśli pisać w ramach recenzji. A jednak, od ukradkowego skrolowania telefonów, doszła stopniowo publiczność do skupionej ciszy, w której słychać było wzruszenie, a na koniec do owacji na stojąco.
Poważna tematyka przełamywana jest coraz lepszym humorem, co też jest zasługą charyzmy poszczególnych aktorów, na przykład Agnieszki Pilaszewskiej w roli pani kurator. Aktorka dziecięca, Zuzanna Wieleba, jako Kaja, córka Kate, pokazała wielki talent i intuicję aktorską, poruszała się na scenie w nieodstający od zawodowców sposób. Ogrom ciepła i pięknego skupienia dali widzom Monika Pawlicka w roli żony Roberta oraz Szymon Mysłakowski jako lekarz.
Oszczędną, inteligentną scenografię stworzył Wojciech Stefaniak, również autor kostiumów i plakatu, co było bardzo spójne ze światłami, którymi reżyserował Piotr Pawlik, oraz z dyskretną oprawą muzyczną. Przekładu dramatu dokonała polska tłumaczka literatury francuskiej, Barbara Grzegorzewska.
Agnieszka Kledzik
Dziennik Teatralny Warszawa
28 kwietnia 2025