O miłości i niemocy
Adaptowanie dzieła kultowego to przedsięwzięcie zawsze wiążące się z pewnym ryzykiem. Musical „Nine", inspirowany genialnym filmem Federica Felliniego „8 ½", święci triumfy już od 1982 roku na Broadwayu i poza nim, doczekał się również wersji filmowej w reżyserii Roba Marshalla (2009). Wersja Pii Partum, która zrealizowana została we wrocławskim Capitolu, to spektakl bardzo dobry – przede wszystkim dzięki znakomitym kreacjom aktorskim.„Nine" to opowieść o twórczej niemocy, niedojrzałości, zagubieniu i rozpaczliwym pragnieniu miłości. Główny bohater, Guido Contini (Błażej Wójcik), reżyser filmowy bez pomysłu na nowy film, poszukuje natchnienia, a przy okazji definiuje na nowo swoją tożsamość twórcy i człowieka poprzez relacje z kobietami. Kobiety pojawiają się w jego teraźniejszości i wspomnieniach. Guido, niby w filmowym seansie, zanurza się w przeszłość, by odnaleźć okruchy geniuszu, który niegdyś zapewnił mu sławę. Spektakl ma niejednorodną strukturę, jego logika rządzi się bowiem prawem sennego marzenia.
Przedstawienie rozpoczyna się od epizodów najmniej efektownych, nieco nużących. W pierwszej scenie niemą obecność leżącego na łóżku Guida zagłusza chór kobiecych szeptów, z których raz po raz wyłania się głośniejsza wypowiedź. Fakt, że aktorki mówią równocześnie, stwarza nieprzyjemny efekt komunikacyjnego szumu. Nieco przedłużona i niekonieczna wydaje się również scena przybycia Niemców do weneckiego spa, w którym rozgrywa się akcja. Za właściwy początek spektaklu warto by uznać pierwszą rozmowę Guida z żoną, Luizą (Justyna Szafran). Ich dialogi to zresztą jedne z najlepszych epizodów przedstawienia. Jest w nich łagodna liryczność, ale i żar emocji.
Siłą spektaklu są przede wszystkim wyraziste postaci. Cicha rozpacz i wierna miłość Luizy kontrastuje z namiętnością i cielesnością Carli (Elżbieta Romanowska). Ciepło i słodycz Matki Guida (Krystyna Krotoska) dopełnia pozorny chłód i wystudiowana poza obojętności Claudii Nardi (Magdalena Wojnarowska). Swoistym archetypem kobiecości jest Saraghina (Emose Uhunmwangho), która wprowadza małego Guida w świat miłości i erotyzmu. Dobór aktorek do poszczególnych ról okazał się trafny: każda z nich prezentuje umiejętności wokalne na najwyższym poziomie. Największą gwiazdą „Nine" jest jednak bezsprzecznie Błażej Wójcik w roli Guida. Łącząc w sobie chłopięcy urok i nonszalancję z wrażliwością i liryzmem, budzi skrajne emocje, od śmiechu po współczucie.
W spektaklu zachowano równowagę między partiami dramatycznymi i śpiewanymi. Sceny zbiorowe, dzięki efektownej scenografii Magdaleny Maciejewskiej i kostiumom Wojciecha Dziedzica, naprawdę robią wrażenie. Dreszcz zachwytu wywołują zwłaszcza wykonania „Folies Bergère" śpiewane przez Bognę Woźniak-Joosberens w roli Liliane La Fleur oraz „Dzwonów św. Sebastiana" Błażeja Wójcika z towarzyszeniem chóru postaci kobiecych. W jednej z ostatnich scen spektaklu pojawia się, tak charakterystyczny dla twórczości Felliniego korowód postaci, które w szalonym tańcu przesuwają się przed oczami siedzącego tyłem do publiczności Guida.
Przedstawienie sprawnie łączy żywioły teatru i filmu. Pojawiają się w nim filmowe projekcje w formie tła (weneckie widoki, morskie fale), w ostatniej scenie zaś na tylnej ścianie pojawia się napis „Fine". „Ufilmowieniem" spektaklu zajmuje się sam Guido, który jako reżyser odpowiada za kompozycję kolejnych scen.
„Nine" to spektakl estetycznie dopracowany, wykorzystujący w pełni możliwości sceny Capitolu. Pozwala aktorom rozwinąć skrzydła i zaprezentować wokalne talenty. I, choć niekiedy traci na porównaniach z kultowym „8 ½", podejmuje próbę stworzenia nowej, teatralno-filmowej jakości. I radzi z tym sobie bardzo dobrze.
Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
26 stycznia 2015