O nas samych

Jeśli nawet spektakl "Suplement" w reżyserii Piotra Cieplaka jest rodzajem teatralnego żartu, to jest to żart zdecydowanie gorzki.

Prapremiera wpisująca się w obchody 250-lecia Teatru Narodowego to rodzaj fundamentalnego pytania o naszą kondycję, o duchowy wymiar naszej egzystencji, o to, jak daleko odeszliśmy od krzepiącego Polaków hasła "Kochajmy się" z "Pana Tadeusza".

Bo nie przypadkiem to właśnie Piotr Cieplak jest autorem cyklu ksiąg Adama Mickiewicza, inscenizowanych od kwietnia 2015 r. do marca 2016 r. Co nam zostało z tych wszystkich słów, żywcem przytoczonych z "Pana Tadeusza", które kształtowały nas jako naród? Podtytuł spektaklu "Suplement" brzmi "Soplicowo-owocilpoS" i stanowi ironiczną dekompozycję, jaka została z rozpadu czegoś, co stanowiło zwartą całość. To karykatura gnuśności, duchowego lenistwa, izolacji, a nade wszystko wrogości wszystkich wobec wszystkich. Łagodny pagór zarośnięty trawskiem.

Choć przemijają tutaj pory roku, czas stoi. Ale niekoniecznie jak w raju. Raczej jak w piekle. Tu "Pana Tadeusza" nikt nie czyta. Tu nikt nic nie czyta. Jak pisze reżyser, "Soplicowo" to Złośliwy Dyzio, zakompleksiony, okrutny w sądach, infantylny w ambicjach.

Co zostało z gości odwiedzających Soplicowo? Jakiś korowód duchów, ściślej ubranych w łachmany postaci, które opuściło poczucie ładu, estetyki, porządku. Jeśli wjeżdżają na scenę rowerami, to tylko po to, by połamać owe dwukołowe pojazdy ludziom z obcej grupy. Podeptać zniszczyć, wyładować agresję. Gdy wreszcie ktoś próbuje nauczyć ich ludzkiej mowy, za pomocą której, jak niegdyś, będą się mogli porozumieć, z ich ust wydobywa się jedynie bełkot i warkot, jak charczenie złego psa. Oni nie mają potrzeby komunikacji. Symbol nad wyraz czytelny. Nie można uniknąć trywialnego porównania do współczesnych elit, pożal się Boże, do klasy politycznej. Słowo "ojczyzna" zostało skalane i zapomniane. Bardzo to bolesna konstatacja.



Hanna Karolak
Gość Niedzielny
23 lipca 2016