O patrzeniu na białą ścianę, autorach, którzy powinni być martwi i pisaniu dla radia

W naturalny też sposób w większości moimi bohaterkami są kobiety. Chciałabym abyśmy - zarówno one jak i ja sama - były postrzegane przede wszystkim przez pryzmat człowieczeństwa, a nie płci. Teatr radia odbieram jako medium szczerze otwarte na problematykę gender - teatr radia nie robi różnicy pomiędzy bohaterem i bohaterką. Obojgu oddaje głos, a poprzez realizację różnych tekstów przy okazji zabiera głos w publicznej debacie.

Z dramatopisarką i scenarzystką Daną Łukasińską  rozmawia Janusz Łastowiecki z Dziennika Teatralnego.

Janusz Łastowiecki: Czy przed pojawieniem się w Teatrze Polskiego Radia miałaś już styczność ze słuchowiskiem? Masz jakieś wspomnienia dziecięce związane z teatrem radia?

Dana Łukasińska: Nie pamiętam słuchowisk dla dzieci, pamiętam książki dla dzieci czytane w radiu przez aktorów i bardzo dobrze pamiętam moją mamę zasłuchaną w Jezioranach i Matysiakach. Nie wolno jej było wtedy przeszkadzać. Zamykała się w pokoju z radiem i trzeba było być cicho, jak w kościele podczas mszy.

Słuchając swojej sztuki w radiu nie masz poczucia niedosytu wizualnego / jak rekompensujesz sobie brak "obrazu"?

Nie odczuwam niedosytu wizualnego. Teatralne produkcje radiowe mają na celu pobudzenie wyobraźni i stworzenie „obrazu" tego, co się słyszy, w głowie słuchającego. Mówienie o rekompensowaniu obrazu jest wartościujące, gdyż wskazuje radio jako medium gorsze, tworzące „wybrakowaną" sztukę. A to niesprawiedliwe. Trzeba dużych umiejętności i wrażliwości, by jedynie za pomocą dźwięków stworzyć cały świat, emocje, fabułę, odrębnych bohaterów. Zresztą - a propos obrazu - istnieją badania, które wykazały, że patrzenie na białą ścianę bardziej pobudza wyobraźnię niż gapienie się w telewizję :)

Czy masz wpływ na to, jakie głosy będą odpowiedzialne za konkretne postaci w Twoim słuchowisku?

Kwestie obsadowe zazwyczaj należą do reżyserów.

Na jakie trudności napotykasz w przystosowywaniu tekstu dla radia / ewentualnie pisaniu nowej "rzeczy" od razu do radia?

To, co na scenie może być wyrażone gestem, miną - w słuchowisku zastępuje słowo - więc sztuką podczas pisania słuchowiska jest nie zginąć pod lawiną słów.

Twoje słuchowiska reżyserowała Anna Wieczur-Bluszcz (Strokne Ann, Agata szuka pracy), Waldemar Modestowicz (Bazuka), Janusz Kukuła (Hibakusha). Jak wspominasz te konkretne współprace i co zmieniły one w Twoim patrzeniu na swoje teksty?

Jeszcze Henryk Rozen, który reżyserował mój monodram Olga. Eine charmante Frau. Jeśli chodzi o wspomnienia współpracy z reżyserami, to w pełnym znaczeniu tego słowa  miała ona miejsce przede wszystkim przy spotkaniu z Anią Wieczur-Bluszcz - świetną reżyserką, otwartą i czułą na sugestie, zadającą pytania, proponującą zmiany na lepsze, dociekliwą i bardzo staranną, ze wspaniałym słuchem muzycznym i artystycznym wyczuciem. Współpracą była realizacja  Bazuki przez Waldemara Modestowicza, choć miała ona charakter ograniczony, tzn. przed nagraniem Waldek zadał mi sporo pytań, ustalił ze mną skróty w tekście i nawet pozwolił uczestniczyć w nagraniu, ale zabronił mi wtrącać się do samego procesu twórczego. Szanuję to, bo nie wszyscy reżyserzy lubią obecność autora podczas nagrania. Niektórzy unikają autorów jak diabeł święconej wody. Pewnie z powodu plotek, jakoby autorzy bywali nieobliczalni, że o autorkach nawet nie wspomnę:) Więc moja obecność w studiu miała wtedy charakter głównie obserwacyjny. Z pozostałymi reżyserami nie współpracowałam. Otrzymali mój tekst, sami dokonali w nim skrótów, nie zadawali pytań, nie uczestniczyłam w nagraniach. Pan Rozen zadzwonił do mnie tylko dlatego, że szukał informacji o autorstwie tekstów piosenek śpiewanych przez Olgę (bohaterka sztuki Olga. Eine charmante Frau). Kiedy mu powiedziałam, że to ja jestem autorką tych tekstów pouczył mnie, że taka informacja powinna była znaleźć się w mojej sztuce, bo on się naszukał tego w internecie tracąc cenny czas. Hmm. To był taki moment, kiedy po raz kolejny pomyślałam sobie z wyrzutem, że szanujący/a się autor/autorka powinni być martwi. Myślę, że dla wielu reżyserów radiowych granice udziału autorów w tworzeniu słuchowisk wyznacza wejście do studia, które traktują jak własny poligon działań. Może to wynikać z obawy przed wzajemnym niezrozumieniem i konfrontacją wyobrażeń autora z wizją reżysera.

Które słuchowisko wspominasz najlepiej?

Najlepiej wspominam te słuchowiska, w realizacji których brałam udział. Wspominam dobrze też te, po których nastąpił odzew słuchaczy. Miałam bardzo dużo miłych reakcji po słuchowisku Agata szuka pracy i po Hibakushy. Agata jest szalonym komediowym musicalem o bezrobotnej absolwentce, a Hibakusha opowiada o pracy nad pierwszą bombą atomową i zrzuceniu jej na Hiroszimę i Nagasaki. To są dwa odległe od siebie tematy, a jednak wzbudziły silny rezonans wśród słuchaczy. To bardzo miłe i budujące uczucie, kiedy dzwonią ludzie i opowiadają, że całą drogę z wakacji śmiali się do łez, albo pół godziny siedzieli w skupieniu całą rodziną w samochodzie w garażu, bo chcieli się dowiedzieć jak to się skończy.

Twoje słuchowiska penetrują umysły poniżonych kobiet (Anna Wyprasowana, Agata szuka pracy, Bazuka) a także szaleńcze męskie umysły potrafiące naprawiać / niszczyć świat (Hibakusha). Czy perspektywa gender, tak popularna dziś w refleksji o teatrze, literaturoznawstwie jest Ci bliska i jak przejawia się ona w radiu?

Oczywiście, że perspektywa gender jest mi bliska, choćby z racji tego, że jestem kobietą. W naturalny też sposób w większości moimi bohaterkami są kobiety. Chciałabym abyśmy -  zarówno one jak i ja sama - były postrzegane przede wszystkim przez pryzmat człowieczeństwa, a nie płci. Teatr radia odbieram jako medium szczerze otwarte na problematykę gender - teatr radia nie robi różnicy pomiędzy bohaterem i bohaterką. Obojgu oddaje głos, a poprzez realizację różnych tekstów przy okazji zabiera głos w publicznej debacie. O wiele gorzej sytuacja przedstawia się w zinstytucjonalizowanych teatrach, czy prasie teatralnej - spotkałam się z wypowiedziami mężczyzn-reżyserów, czy mężczyzn-redaktorów określających pogardliwie teksty genderowe, a raczej napisane przez kobiety i o bohaterkach-kobietach - „literaturą miesiączkową". Jeden z czołowych reżyserów po przeczytaniu Bazuki stwierdził, że Ann po prostu powinna iść do terapeuty. Przypuszczam, że rozterek i problemów bohaterów-mężczyzn nie  traktują tak lekceważąco nadając im charakter przeżyć "ogólnoludzkich".

Czy jesteś usatysfakcjonowana z fonicznych realizacji Twoich pomysłów?

Dobre słuchowisko to składowa wielu elementów: tekstu, tematu, pracy reżysera, kunsztu aktorów, opracowania muzycznego i czasu poświęconego na produkcję. Czasem wystarczy, że nawali jeden element i efekt końcowy daleki jest od ideału. Tak to bywa, proces twórczy miewa swoje kaprysy. Byłabym nieszczera, gdybym powiedziała, że wszystkie foniczne realizacje podobają mi się w stu procentach, ale dumna z nich jestem i muszę przyznać, że olbrzymią satysfakcję daje mi już sama świadomość, że moja twórczość realizowana jest  w teatrze, który dociera do najliczniejszej widowni.

Dana Łukasińska - Dramatopisarka, scenarzystka, powieściopisarka, autorka słuchowisk.

 



Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
4 października 2013