O Skrzypku, Dyrektorze i Marszałku

"Skrzypka na dachu" grają teatry muzyczne i dramatyczne jak Polska długa i szeroka. Od lat musical Jerry'ego Bocka, któremu stuknęło przed kilkoma dniami ćwierćwiecze, pojawia się na afiszach oper i operetek, teatrów wielkich i mniejszych. Wybitne dzieło stało się często zapchajdziurą i repertuarowym "pewniakiem" - niestety rzadko kiedy udanym. Obecnie w repertuarze "Skrzypka" mają Radom, Warszawa, Poznań, Lublin, Łódź, Gdynia, a nawet Elbląg i Słupsk. Do teatrów opowiadających o miasteczku Anatewka w carskiej Rosji dołącza Opera w Białymstoku. Historia biednej żydowskiej społeczności widziana głównie przez losy mleczarza Tewje i jego rodziny, która to społeczność w finale spektaklu zostaje wypędzona, w tym miejscu wybrzmiewa szczególnie.

Przedstawienie zaczyna się na otoczonym wysoką siatką boisku na nowojorskim Brooklynie. Sceną domykającą jest przybycie wysiedleńców do Ameryki i powitanie przez osiadłych wcześniej rodaków. Trzymają oni w rękach małe flagi izraelskie i ukraińskie. Niepotrzebne było to nawiązanie do współczesności. Tak jak dość kuriozalna jest scena dołożona przez reżysera, kiedy na tle wyświetlanych na ekranie fal marynarze wnoszą makietę statku, a dzieci animują ogromne kolorowe ryby rodem z kreskówki - niepotrzebny dysonans przy spójnej scenografii. Czy ta kropka nad "i" oznacza niewiarę w inteligencję rodzimego widza?

"Skrzypka na dachu" pochwalić trzeba i za wspomniany rozmach, i za fantastyczną orkiestrę, a także za dobrze śpiewających wykonawców, bardzo dobre kostiumy i niezłą scenografię. Wielu tych elementów mogą pozazdrościć Białemustokowi najlepsze musicalowe teatry. Z jednej strony kibicowałem dyrektorowi, z drugiej mam pretensje do reżysera. To, co razi w białostockim przedstawieniu, to najczęściej słabe aktorstwo. Premierowy Tewje Mleczarz (Grzegorz Szostak) jest zagubionym safandułą i aktorsko nie potrafił uczynić z tej postaci frontmana spektaklu. Jego "Gdybym był bogaczem" wybrzmiało smętnie, bez echa, bez owacji. Szkoda. Podobnie puszczonych jest więcej hitów musicalu. Mocno przerysowana swatka Jenta (Anita Steciuk) została zostawiona samopas - zamiast podziwu dla aktorskiej perełki, pojawiło się zmęczenie oczywistością i jednowymiarowością. Aktorsko - bo trzeba przyznać wszyscy śpiewają dobrze - najlepiej wypadli karczmarz Mordka (Tomasz Steciuk) i komicznie nieporadny Motel (Rafał Supiński).

Roberto Skolmowski jako dyrektor i reżyser przyzwyczaił widzów Opery Podlaskiej do rozmachu iście europejskiego. Od podstaw stworzył teatr, który mógłby być wzorem dla wielu innych. Sprzyja temu nowocześnie wyposażona scena. W obliczu odwołania dyrektora Skolmowskiego, reżyser Skolmowski realizuje kolejny spektakl. Z zaciekawieniem przyglądam się Operze Podlaskiej. Widać, że nowe miejsce na teatralnej mapie Polski rozwija się i funkcjonuje coraz lepiej. Niepokoję się tylko, by przy nowym dyrektorze ta od zera pieczołowicie budowana instytucja nie stała się jeszcze jednym nijakim teatrem-placówką dla kolegów polityków. A propos, panie Marszałku Jarosławie Zygmuncie Dworzański, słabą znalazł pan wymówkę, by w premierowy wieczór uciec z teatru. Tak jak słabe będzie powołanie na nowego dyrektora nieprofesjonalnego koleżki bez merytorycznego konkursu. I jeszcze jedno: nie da się utrzymać poziomu teatru muzycznego bez poważnych inwestycji. Jeśli pan o tym zapomni, będzie akademijnie, a na akademie nikt poza akolitami się nie pofatyguje.



Marcin Zawada
teatrmuzyczny.blog.com
8 października 2014
Spektakle
Skrzypek na dachu