O trudnej drodze poszukiwania tożsamości

"Klub winowajców" to przeniesienie na scenę kultowego dla młodzieży lat 80. filmu "The Breakfast Club" (1985) w reż. Johna Hughesa. - Nie chcieliśmy, żeby przesłanie tego spektaklu było bardzo ciężkie. Zależało nam, by na końcu zostawić nieco nadziei. W tym spektaklu zdarza się bardzo dużo dramatycznych rzeczy, ale całość kończy się happy endem.

- Kiedy się jest nastoletnim człowiekiem - to nagle zauważamy, że społeczeństwo jest naszym lustrem. Zaczynamy zależeć od opinii innych ludzi, porównujemy się do innych, zjawia się wstyd. Zaczyna się też poszukiwanie własnej tożsamości - mówiła reżyser nowego przedstawienia. - I okazuje się, że czasy się zmieniają. a te problemy towarzyszą nam od pokoleń - dodała.

Podkreśliła, że realizatorzy "postawili na aktorstwo". - Odebrałam i sobie, choć uwielbiam bawić się formą, i aktorom wszystko to, za czym moglibyśmy się schować. Po prostu trzeba wejść na scenę, wciągnąć publiczność w te historie - wyjaśniła.

Czekierda zwróciła uwagę, że na scenie spotyka się piątka młodych ludzi, którzy "nigdy by ze sobą nie porozmawiali, na co dzień w szkole wyśmiewają się nawzajem". - "Zakładają swoje maski, należą do bardzo różnych grup rówieśniczych, subkultur - i nagle zamknięci na osiem godzin w jednym pomieszczeniu, bez telefonów komórkowych, bez możliwości ucieczki - muszą zacząć ze sobą rozmawiać" - mówiła. "W trakcie ich rozmów dokonuje się bardzo typowy proces grupowy, który przechodzi przez wszystkie fazy - konfliktu, współpracy, wzajemnych oskarżeń, łez itd. - dodała.

Reżyser zaznaczyła, że w spektaklu pada ważne pytanie: "co zrobimy, kiedy spotkamy się na szkolnym korytarzu w poniedziałek?". - Co zrobią z tą nowa przyjaźnią, która ich połączyła? - powiedziała Czekierda. - W spektaklu chcieliśmy dać nadzieję, że zdołają się postawić swoim grupom, iż to, co się między nimi zawiązało, ma szansę przetrwać - dodała.

- Kiedy damy sobie prawo do poznania lepiej drugiego człowieka - okazuje się, że wszelkie stereotypy i oceny nie są prawdą, trzeba je odwołać. Okazuje się, że ktoś nie jest taki jakby się wydawało. Ma już własny bagaż doświadczeń, ma jakąś przeszłość, powody, by zachowywać się tak a nie inaczej - powiedziała reżyser spektaklu.

- I przeważnie za tym wszystkim stoi lęk przed pokazaniem, kim się jest naprawdę - podkreśliła.

Czekierda przypomniała, że jedną z końcowych scen "Klubu winowajców" jest pozostawienie dyrektorowi szkoły wspólnie napisanego przez uczniów eseju na tysiąc słów o tym, kim oni są. - U nas esej na tysiąc słów jest o tym, że czasem nie warto przekonywać tych, którzy nie chcą sobie zadać trudu, by nas lepiej poznać. Nie warto ich przekonywać i wyprowadzać z błędu. Może trzeba po prostu odpuścić - wyjaśniła.

Przedstawienie zrealizowano w ramach projektu Społeczna Scena Debiutów.

"Sobota, godz. 7 rano. Królowa balu, kujon, chuligan, sportowiec i wariatka - zjawiają się w szkole, żeby odpokutować swoje przewinienia. Zamknięci na kilkanaście godzin w jednej sali ludzie, którzy na co dzień wyśmiewają się, przechodząc obok siebie na szkolnym korytarzu. Skrajnie różni, z zupełnie innych światów i grup społecznych. Na pozór różni, a w gruncie rzeczy tacy sami" - napisano w zapowiedzi przedstawienia.

"Uwięzieni w swoim wizerunku, który czasem nawet jest wygodny, bo można pod nim wiele ukryć. Można ukryć nieśmiałość, strach, poczucie odrzucenia, konieczność realizacji cudzych ambicji, desperacką potrzebę bycia lubianym i akceptowanym" - czytamy na stronie teatru.

Twórcy spektaklu zapowiedzieli, że jest "to opowieść o trudnej drodze poszukiwania własnej tożsamości, którą każdy z nas musi przejść i każdy z nas wychodzi z niej w różnym stopniu pokaleczony".



Grzegorz Janikowski
Kurier PAP
14 sierpnia 2019
Spektakle
Klub winowajców
Teatry
Teatr WARSawy