O tym jak dwaj bracia zgubili się w baśniach

Bracia Grimm - autorzy, a w spektaklu Łukasza Twarkowskiego i Anki Herbut także uczestnicy baśni, nagle się gubią. Nie wiedzieć czemu, jeden z nich - Jakub (Adam Szczyszczaj) - zmienia reguły gry, mota się i nie odnajduje w baśni. Wilhelm (Bartosz Porczyk) postępuje według planu jak wzoru matematycznego, próbuje przywołać brata do porządku. Jest to niemożliwe.

Jego twórczy kryzys odbija się piętnem na wydarzeniach i innych bohaterach. Narracja nie zgrywa się z akcją, nie spełniają się przypuszczenia - Królewnę Śnieżkę wynosi się ze sceny a chatka Baby Jagi nie jest z piernika, nie ma happy endu, nie ma morału. W baśniowym lesie panuje chaos, mieszają się opowieści, gubią lub zmieniają zakończenia, nie widać końca.

Ci, którzy spodziewali się prostolinijnej inscenizacji baśni braci Grimm, zawiedli się. Może i była Królewna w dodatku Śnieżka i przykryta wiekiem przezroczystej trumny, nie było jednak ani Królewicza, ani krasnoludków. Znane motywy pojawiały się na chwilę, by odesłać widzów do ich wspomnień dotyczących baśni, nie by je rekonstruować w scenicznej przestrzeni. I tak rozpoznać można wspomnianą już Królewnę Śnieżkę i Małgosię, w rolę których wcieliła się Anna Ilczuk, Królową i Macochę - Halina Rasikówna w duecie z Wojciechem Ziemiańskim w roli Ojca. Pojawia się również postać Wróżki o wielu obliczach - Marta Zięba. Całość spina w niby-galerii Ochroniarz z prawdziwego zdarzenia, czuwający nad przebiegiem wydarzeń na niedużym krzesełku na skraju sceny - Witold Liszkowski. Pojawiają się również motywy z Czerwonego Kapturka oraz Jasia i Małgosi.

Widzowie są wprowadzani w trans za sprawą delikatnie snutej narracji przez Krzesisławę Dubielównę (wypowiadającą w chłodny i opanowany sposób bardzo ważne kwestie), nastrojową muzykę i grę świateł, by po chwili zostać z niego brutalnie wyrwanymi - kakofonią dźwięków, agresywnymi błyskami i zamieszaniem na scenie. Ten zabieg budzi widza z komfortowego zatopienia w fotelu, stawia go niemal na baczność i nie pozwala odpływać myślami - mobilizuje zmysły, wystawia umysł na próbę, elektryzuje, męczy. Nadaje całości rytm i strukturę, które nie są przewidywalne i nudne, a podtrzymują napięcie i uwagę.

Piękna scenografia, która odgrywa ogromną rolę i stanowi jakby osobny, równie ważny co inne, element składniowy, przekształca się i poprzez zmianę koloru świateł stopniowo odkrywa swoje baśniowe szczegóły, zamyka akcje w ramie jak w okładce książkę. Multimedia dopełniają obraz, podkreślają jego wielowymiarowość, stanowią dodatkowe plany i dodatkowe opowieści. Wszystkie elementy są spójne i konieczne - tekst, muzyka, światło, multimedia.

Śnieg, którego mnóstwo jest na scenie, nie jest czarny, jak sugerowałby tytuł. „Czarny śnieg" - to zapowiedź braku oczywistości. Nawet jeśli zdołamy rozpoznać znane z baśni braci Girmm motywy, nie dostaniemy podpowiedzi czy wskazówki interpretacyjnej - wręcz przeciwnie, damy się wywieźć w pole lub znieść ze sceny jak wspomniana już Królewna Śnieżka.

Spektakl wymagający i niejednoznaczny jest dobrą receptą na oderwanie się od trudów dnia codziennego. Nieprzewidywalne, nagłe zmiany, mylące tropy, oczarowująca narracja, elektryzująca dynamika - to wszystko składa się na dziwnie prywatne odczucia, jakie pozostają w widzu po obejrzeniu spektaklu. Pozwala tak jak baśń, odnaleźć odpowiedzi na własne pytania, przepracować własne lęki, odczytać się w indywidualny sposób.

Jednak niepokój budzi ogólny wyraz spektaklu. Pozostawia widza samego sobie z jego interpretacją. Nie daje wyjaśnień, co oczywiście nie jest zarzutem, ale jednak w odniesieniu do baśni, które budowane były tak, by ostatecznie odnalezienie odpowiedzi było możliwe, pozostawia niedosyt i lęk.



Agnieszka Marcinowska
Dziennik Teatralny Wrocław
10 lutego 2016