O życiu, które nie może nie boleć

Zdziwieni mogą być ci, którzy oczekując beztroskiego przedstawienia wybiorą się na "Białe baloniki" do Teatru Lalki i Aktora Pinokio w Łodzi. "To nie jest spektakl, po którym dzieci opanuje radosne szaleństwo" - powiedział dyrektor teatru, Konrad Dworakowski. A po premierze podniesiono także dopuszczalny wiek młodego widza. Słusznie.

Nowa pozycja repertuarowa Pinokia jest realizacją tekstu młodej dramatopisarki Magdaleny Fertacz. Laureatka pierwszej edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, specjalizuje się w analizowaniu patologii współczesnej rodziny (ze spektaklem bazującym na jej "Absyncie", historią samobójstwa dziewczyny molestowanej przez ojca, łódzki Teatr Soliloquium zdobył pierwsze nagrody minionego Łódzkiego Przeglądu Teatrów Amatorskich i Łódzkich Spotkań Teatralnych). 

"Białe baloniki" w reżyserii Agaty Biziuk to opowieść o dramacie, który rozgrywa się, gdy rodzinę opuszcza ojciec, ukazanym z pozycji dziecka, z właściwą mu wrażliwością i naiwnością, i tym dotkliwiej odczuwalnym. Akcja spektaklu dzieje się w dwóch do pewnego momentu nakładających się na siebie światach. Szary pokój Piotrusia (przekonujący Piotr Szejn) wypełniają papierowe samoloty, które składa bez opamiętania, wypatrując w błękicie nieba powrotu ojca. "Straciłem grawitację [...] Zrobiłem to specjalnie, bo czułem, że muszę odnaleźć sam siebie" - pisze tata do syna w kolejnych listach. W tych poszukiwaniach pomaga mu "bardzo miła pani". Porzucona mama Piotrusia (Anna Sztuder-Mieszek) popada w otępienie i dla synka "zapada się pod ziemię". Drugi ze światów to barwna kraina niekończącej się radości i zabawy, do której Balonikarz Mamma ("panakleksowaty", dystyngowany Marek Niemierowski) wyławia dzieci porzucone i zBriekolażowa, przesłodzona scenografia (dzieło Katarzyny Proniewskiej-Mazurek) jednocześnie nieodparcie kusi i niepokoi nachalną dwuwymiarowością. Tak jak na realny świat nie składają się jedynie porażki i przykrości, tak kraina dobrodusznego Balonikarza ma drugie oblicze. Kamyki wystrzeliwane przez krnąbrną Dziewczynę z procą (Aleksandra Wojtysiak), która jako jedyna chce żyć prawdziwie, i inne psoty przypominają Krzysiowi, Werci i bliźniaczkom Hani i Helence, o "bolesnej" stronie życia. O złych wspomnieniach wpompowanych przez Mammę w białe baloniki niepamięci. Do świata fantazji trafia w końcu Piotruś i jego najbliższy, wyimaginowany przyjaciel - równie jak on porzucona Skarpeta Taty (świetny Włodzimierz Twardowski). Czy dadzą się porwać w narkotyczny wir dziecięcych uciech?

"Białe baloniki" opierają są głównie na grze aktorskiej. Sporadycznie zjawiają się na scenie pacynki gadającego kota oraz Skarpety Taty (rozczulający duet z animującym ją Piotrusiem). Jarmoszuk, Małkowską i Grzeszczuk wyposażono w nieduże szmaciane lalki, miniatury granych przez nich postaci. O ile niekiedy nieco monotonne wizyty w smutnym "ziemskim" świecie mogą rozproszyć uwagę młodego widza, inscenizatorskie pomysły szybko skupią ją na nowo. Regał stanie się najwyższym na osiedlu budynkiem. Szary pokój opanują marzycielskie projekcje pogodnego nieba i wizje ojca-astronauty przemierzającego kosmos (autorstwa Michała Zielonego). Papierowy teatrzyk prowadzony przez Piotrusia, Skarpetę i Dziewczynkę z procą przywróci pamięć Balonikarzowi, jak i jego podopiecznym.

"Białe baloniki" mówią dzieciom o konieczności cierpienia, o rezygnacji z konformizmu i wędrowania pozornie prostymi ścieżkami. I mówią o tym pięknie, część przekazu kamuflując. A jeśli już trzeba porównywać, to ową subtelnością bliskie są prozie Antoine\'a de Saint-Exupery\'ego. "Fantazja jest od tego, aby bawić się na całego" - śpiewały kiedyś "Fasolki". W infantylizującym się świecie prawdziwą wartością jest zaakceptowanie życia takiego, jakim jest. Zmaganie się z nim, kształtuje w nas człowieka. W czasie spektaklu jednego na widowni nie słyszałem - otwieranych torebek z popcornem, szeleszczących cukierków podawanych z ręki do ręki. Przypadek? Nie. Duży sukces Pinokia.



Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
10 lutego 2010
Spektakle
Białe Baloniki