O życiu pewnego labiryntu. Czyli jak budzą się historie

Są wokół nas miejsca, które intrygują, kryją tajemnice, każą stawiać pytania, budzą naszą wyobraźnię. Mówią do nas w szczególny sposób: zachęcają do odkrywania swoich historii, mają „duszę", która ożywa w spotkaniu z nami. Ujęci ich urokiem, zagłębiamy się w labirynt narracji z nimi związanych, stając się ich częścią. W takim osobliwym zdarzeniu tworzy się niezwykły klimat, nie zawsze wyrażalny w słowach, sprawiając, że przestrzeń ujawnia różne wymiary, a my jesteśmy zaproszeni do nadawania jej sensów.

Jako publiczność spektaklu Zdenki Pszczołowskiej pt. „Willa. Die Seifenoper" mamy przyjemność uczestniczyć w takim szczególnym spotkaniu. Akcja rozgrywa się w zabytkowym, neoklasycznym budynku będącym siedzibą Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Ile razy nie przejeżdżaliśmy obok zastanawiając się, co kryje jego wnętrze? Albo w codziennym wirze mijaliśmy go obojętnie. Tym razem artyści zachęcają nas do odkrycia jego historii, oprowadzają po zakamarkach tego miejsca, wskrzeszają przeszłość.

Już w holu willi zostajemy przywitani przez reżyserkę, która wprowadza nas w uniwersum przedstawienia: to ona będzie przewodnikiem na dalszych etapach wędrówki/spektaklu. Poznajemy fakty z przeszłości budynku, każda osoba otrzymuje egzemplarz gazety – dziennika zaprojektowanego zgodnie z estetyką końca XIX/początku XX wieku. Niezauważenie przenosimy się w klimat z innej epoki. Dowiadujemy się, że będziemy brać udział w śledztwie, dlatego powinniśmy wytężyć naszą uwagę, obserwować szczegóły tego, co za chwilę się wydarzy. Widzowie stają się tym samym uczestnikami sztuki, granice miedzy aktorami a publicznością zostają zatarte: artyści wiele razy zwracają się bezpośrednio do „widowni", zadają otwarte pytania, co mocno angażuje zaproszonych gości. Wszystko to zmienia niejako punkt widzenia, z którego postrzegamy cały spektakl, sprawia, że wczuwamy się w jego klimat, stajemy się poniekąd jego drugoplanowymi bohaterami.

Także granice między konwencjonalnym, „fikcyjnym" uniwersum przedstawienia a „rzeczywistością" ulegają zniesieniu. Z jednej strony jesteśmy zaproszeni do zwiedzania zabytkowej siedziby Wrocławskiego Teatru Pantomimy, stajemy się świadkami pracy aktorów, personelu instytucji. Wchodzimy do sali prób, obserwujemy artystów podczas ich pracy, odwiedzamy gabinet dyrektorki. Równolegle jednak pojawia się drugi poziom „narracji", na którym zaprezentowane są sceny z życia rodziny fundatora budynku z końca XIX wieku: A.F.C. Kallmeyera. Razem z artystami ubranymi w kostiumy z epoki cofamy się w czasie, wczuwamy się w klimat sprzed ponad stu lat. W ramach każdego z tych poziomów rozgrywa się inna historia, niemniej jednak niektóre z wątków niejako zachodzą na siebie, jakby narracje z różnych czasów przeplatały się, uzupełniały, naruszając chronologiczny porządek.

Zgodnie z tytułem sztuki obie „opowieści" osadzone są w konwencji opery mydlanej: mamy tu motyw kryminalny, wątek romansu, piętrzące się tajemnice, zagadki, dużą dawkę humoru, parodii; niektóre sceny odgrywane są w stylu telewizyjnego show czy paradokumentu. Obie historie łączy śledztwo, w którym jako świadek uczestniczy publiczność. Obie dzieją się w tym samym miejscu – w zabytkowej willi. Dodatkowo, nad wszystkim nadbudowuje się poziom „metanarracji", prowadzony przez reżyserkę: to ona instruuje publiczność, zapowiada poszczególne części, niczym przewodnik oprowadza po budynku – a tym samym po historiach. Bo willa poprzez liczne opowieści odzyskuje swoje barwne, wielowymiarowe życie, ukazuje różne oblicza, jest jak skarbiec, który w każdym zakamarku skrywa klejnot – tajemnicę – intrygującą historię. Labirynt narracji, w których piętrzą się różne wątki, staje się żywym labiryntem naszej wyobraźni, sprawiając, że między nami a miejscem powstaje szczególna więź. Oto otwiera się przed nami osobliwe pole gry: podążając za aktorami, możemy wypróbowywać różne konstelacje sensów, myśli, interpretacji, które wzbraniają się przed jednoznacznym ujęciem, ukazują się jakby w ciągłym ruchu. Nic nie jest tu jednoznaczne. Zdarzenia, postacie bohaterów kwestionują się nawzajem: ilekroć wydaje nam się, że rozszyfrowaliśmy znaczenie danego wątku, pojawiają się nowe „fakty", które każą podważyć wcześniejszy kierunek rozumowania.

Spacer po budynku staje się swoistą wędrówką w czasie przez narrację. W każdym z pomieszczeń odgrywana jest inna scena, która rzuca nowe światło na ukazywane historie, jednocześnie skrywając w sobie jakiś sekret i otwierając nowe możliwości interpretacyjne. Poszczególne miejsca wprowadzają specyficzny klimat współtworzony przez bohaterów sztuki. Artyści zdają się w pełni wydobywać potencjał scenograficzny różnych przestrzeni budynku. Historyczne fakty, zmyślenie, fikcja teatralna – mieszają się ze sobą: kiedy nabieramy przekonania, że w podziemnej pralni jesteśmy świadkami morderstwa, okazuje się, że to tylko zabawa; kiedy już zaczynamy wierzyć jednej z bohaterek – Klarze, że jej mąż ma romans z inną kobietą, nagle to ona zostaje oskarżona o zdradę; przesłuchiwana dozorczyni zdaje się ukrywać pewne fakty, choć początkowo jesteśmy w stanie „wierzyć jej na słowo". Każdy z widzów/zaproszonych gości ma do dyspozycji gazetę, w której z jednej strony treść artykułów pozwala rozjaśnić sens rozgrywających się zdarzeń, ale z drugiej sprawia, że nasze myśli zaczynają podążać w zupełnie nowym kierunku.

Sam koncept spektaklu stanowi bardzo ciekawy eksperyment, pokazując ogromny potencjał, jaki tkwi w sztuce teatru, wykraczającego poza granice konwencji w stronę performensu. Artystom, w większości młodym adeptom sztuki aktorskiej, udało się go dobrze wykorzystać, stworzyć wielowymiarowe, pełne humoru, piętrzących się zagadek uniwersum, które angażuje, ciekawi, intryguje, sprawia, że możemy poczuć się jego autentycznymi uczestnikami. Widz ani przez chwilę nie przestaje być zaciekawiony, cały czas bowiem bierze udział w akcji, cały czas mamy poczucie, że oto za chwilę rozwikła się jakaś zagadka. Od momentu wejścia do budynku teatru nabieramy wrażenia, jakby otwierały się przed nami różne poziomy rzeczywistości, w których kolejno uczestniczymy. Teraźniejszość, przeszłość zdają się tu współistnieć na dokładnie takich samych prawach, co sprawia wrażenie, że niejako wychodzimy poza czas.

Sztuka w reżyserii Zdenki Pszczołowskiej pozwala doświadczyć, że między nami a miejscami zachodzą niezwykłe interakcje. Miejsca żyją w historiach ludzi i poprzez historie. Noszą piętna ludzkich przeżyć, które nadają im sens, odciskają na nich wyraźne ślady, sprawiając, że zaczynają żyć swoim własnym życiem. Są jak wciąż zmieniający się, żywy labirynt narracji, którego ścieżką podążając odkrywamy coraz to nowe wymiary, poziomy znaczeń, rezonanse przeszłości, ale też poznajemy samych siebie – bowiem zgłębiając tajemnice miejsc, budzimy do życia naszą twórczą pamięć, swoistą wrażliwość – wszak sensy rezonują w nas i dzięki nam, w interakcjach. Nie obowiązuje tu chronologiczny porządek, różne konwencje przeplatają się ze sobą, tak jak różne drogi interpretacji. Przeszłość zaczyna ożywać tu i teraz, ale też teraźniejszość jest doświadczana z perspektywy przeszłości. Nie ma jednej prawdy o minionych zdarzeniach, jednego klucza do ich rozszyfrowania. Przeszłość żyje bowiem tylko w naszej pamięci, i tylko od nas zależy, czy ochronimy jej bogactwo w pełnej zaangażowania, twórczej interpretacji.

Być może nigdy już nie będziemy przechodzić obok willi obojętnie, być może nie przejdziemy obojętnie obok innych miejsc, które mają do odkrycia nie tylko ich własne historie, ale też sprawiają, że zaczynamy widzieć świat wielowymiarowo, budzą nas do bardziej kreatywnego postrzegania rzeczywistości, poza schematami, poza czasem.

Wielkie brawa dla artystów, którzy stworzyli nam możliwość uczestnictwa w tym niezwykłym wydarzeniu.



Dorota Seńków
Dziennik Teatralny Wrocław
24 października 2024