Obalanie teatralnych stereotypów

Białystok - stolica polskiego lalkarstwa wzbogacił się o ciekawą inicjatywę. Festiwal "Metamorfozy Lalek" to nowa jakość w sferze kultury i ogromny sukces oraz artystyczny organizacyjny frekwencyjny.

Białostocki Teatr Lalek słynie z intrygujących pomysłów nie tylko na scenie. Tym razem niemal tuż przed końcem sezonu dyrektor Jacek Malinowski przygotował oryginalny przegląd, na którym królowały spektakle dla dojrzałych widzów grane lalkami. Za nami osiem niezwykłych wieczorów wypełnionych fantastycznie zaskakującą sztuką animacji. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek dla Dorosłych "Metamorfozy Lalek" to ciekawe spotkanie artystów z różnych zakątków Europy i z Japonii, wydarzenie, które już od pierwszej edycji zyskuje wielu fanów i sprzymierzeńców.

Różne oblicza lalek

Lalką, czy szerzej animantem, może być wszystko. Nie tylko klasyczna marionetka, dziecięca zabawka, ale i maska, kawałek materiału, gumy czy papieru, ludzkich rozmiarów manekiny, cienie, protezy różnych części ciała, plastyczna glina czy wreszcie ciała samych aktorów. W rękach aktorów przedmioty te fantastycznie ożywają tworząc czarujący, feeryczny, czasem nierealny lub zupełnie ascetyczny świat. Lalki bowiem to niezwykły sceniczny byt, który odpowiednio animowany jest genialnym nośnikiem emocji.

Wspaniale udowodnili to goście tegorocznych "Metamorfoz Lalek" prezentując różne formy teatralnej rzeczywistości. W Białymstoku gościliśmy 11 teatrów z Japonii, Anglii, Białorusi, Niemiec, Hiszpanii, Litwy i Polski. Każdy z nich zaprezentował zupełnie odmienny styl - inną technikę grania i różną sceniczną estetykę. Festiwal otworzył łódzki teatr Pinokio spektaklem "Bruno Schulz - Historia występnej wyobraźni". "Metamorfozy Lalek" były także okazją do przypomnienia sobie kilku przedstawień BTL - gospodarza imprezy. W programie znalazła się także wspólna produkcja BTL, Grupy Coincidentia i duetu Wilde&Vogel, czyli oniryczne przedstawienie "Faza Rem Phase". Katarzyna Siergiej wystawiła swój makabryczny monodram "Medea, moja sympatia". Nie mogło także zabraknąć dokonań studentów białostockiego lalkarstwa. Ogromne wrażenie na widzach zrobiły wypełnione ciszą i nieprawdopodobną perfekcją ruchu dwa przedstawienia artystów z Japonii. Tsugumi Tsukada pokazała "Fake", a mistrzyni japońskiego lalkarstwa Miyako Kurotani wystawiła "Kurosolo III Hatenashi". Oba przedstawienia to majstersztyk teatralnej ekwilibrystyki. Na zupełnie pustej cenie przed oczami widzów rozgrywały się niezwykłe obrazy - nieustannego przenikania lalek w ciała aktorek. Prawdziwe sceniczne perełki.

Kawałek kartonu rozrabiający na stole, czyli hit festiwalu

Przedstawieniem, które na długo pozostanie w pamięci widzów jest komiczny pokaz "The Table" [na zdjęciu] angielskiego Blind Summit Theatre, w którym pojawia się niepozorny ludzik o chudych rączkach i nóżkach z kartonową głową. Oto niebywały wodzirej i filozof w jednej osobie, a właściwe w trzech bowiem tą niezwykłą osobowość tworzy troje aktorów. Określenie osobowość nie jest tu nadużyciem - dzięki niezwykłej animacji niemal od początku Moses żyje własnym życiem. W całości pochłania uwagę widzów i na prostym stole odgrywa prawdziwe show. Poznajemy alternatywną historię Mojżesza, prawdę o życiu, a także sztuce lalkarskiej w ogóle. To nieprawdopodobne, ile życia może być w niewielkim kawałku kartonu. Moses swoją filozoficzną opowieść snuje w niezwykły sposób. W międzyczasie zakocha się w Magdalenie, którą wciągnie z publiczności, zaczepnie zagada widzów, zirytuje się na aktorów, nienażarty się rozzłości, zniecierpliwi, nabroi, a także zgubi dłoń i ucho. Co ważne widz odbiera wszystkie te emocje i grymasy, choć przed sobą ma tylko kartonową, pozbawioną mimiki główkę na chudym ciałku. Mnóstwo tu improwizacji i prawdziwego angielskiego poczucia humoru. Także po spektaklu słusznie nagrodzonym oklaskami na stojąco czupurny Moses nie traci wigoru. W foyer pozuje do zdjęć, wciąż podrywa kobiety i sprzedaje kawałki brystolu, z którego każdy może sobie złożyć miniaturę jego głowy. Publiczność jeszcze długo nie potrafi się z nim rozstać.

Nowości i klasyka

Wyobraźnię poruszył także spektakl "A mano" hiszpańskiego teatru El Patio, w którym dwoje aktorów na oczach widzów z gliny tworzyli niezwykłą historię ucieczki z wystawy sklepowej. Niemieccy artyści z teatru Der Lachens w ciekawej formie zaserwowali znaną opowieść o błędnym rycerzu "Don Quixote". Na festiwalu pojawili się także nasi i wschodni sąsiedzi. Teatr Lalek z Grodna zaprezentował rzemieślnicze lalkarstwo w pięknej marionetkowej sztuce "Dama pikowa". Teatr Lele z Wilna do Białegostoku przyjechał z fantasmagorią "The Sandman".

Na festiwalu nie mogło zabraknąć także polskiej współczesnej dramaturgii. Taką zaprezentował Wrocławski Teatr Lalek w mocnej sztuce Artura Pałygi "W środku słońca gromadzi się popiół". Teatr Maska z Rzeszowa wystawił groteskową historię "Niech żyje cyrk!", a Kielecki Teatr "Kubuś" klimatyczny spektakl "Sklepy cynamonowe" na podstawie prozy Brunona Schulza.

"Metamorfozy Lalek" zakończyły się mocnym akcentem. Teatru Baj Pomorski z Torunia wystawił lalkową inscenizację "Ślubu". Spektakl, który swoją premierę miał zaledwie kilka dni temu zadziwił surrealistyczną plastyką i nietuzinkowym podjęciem do tekstu Witolda Gombrowicza.

Siła prostoty

Festiwal "Metamorfozy Lalek" przede wszystkim został świetnie zorganizowany. Na tym przeglądzie nie było przypadkowych spektakli. Program został ułożony w sposób bardzo przemyślany - był różnorodny, ale nieprzeładowany. Przedstawienia wystawiane były głównie wieczorami, a widownie BTL niemal pękały w szwach. "Metamorfozy Lalek" już przy pierwszej edycji wniosły do Białegostoku nową jakość. Zgodnie z założeniem twórców festiwalu, międzynarodowe towarzystwo artystów udowodniło, że teatr lalek to forma sztuki przeznaczona nie tylko dla najmłodszych widzów. Otrzymaliśmy porządną porcję wrażeń nad umiejętnościami animacyjnymi lalkarzy wywodzących się z różnych kultur. Ich pomysły na przedstawienie czasem dobrze już znanych historii autentycznie urzekają. Przez ostatni tydzień wypełnione do ostatniego miejsca trzy sale widowiskowe Białostockiego Teatru Lalek najlepiej świadczyły, że festiwal teatralny może być imprezą koncentrującą w przysłowiowej soczewce życie kulturalne i artystyczne miasta. Co istotne, a niespotykane podczas lokalnych imprez muzycznych, wszystkie spektakle śledzili uważnie białostoccy aktorzy, a możliwość podzielenia się z nimi wrażeniami, czy zwyczajnie pogratulowania udanego występu, stwarzała możliwość dodatkowej więzi pomiędzy artystami, publicznością i ich dziełem. Taka też idea przyświecała organizatorom dawniejszych festiwali. Ich dzieło skrupulatnie opisał Karol Suszczyński. Na zakończonym w środę festiwalu Metamorfozy Lalek można było zobaczyć mnóstwo młodych osób, które z pewnością nie kojarzą sobie, że już w 1972 roku w Białymstoku miał miejsce Ogólnopolski Konkurs Solistów Teatru Lalek. Okazuje się, że impreza umarła śmiercią naturalną w 1980 roku. Polska zwyczajnie jeszcze chyba nie była przygotowana na oglądanie solistów-animatorów, a sami aktorzy czuli się bezpieczniej w dużych zespołach.

Na fotografiach robionych przez Romana Sieńkę zobaczyć można największe sławy tamtych lat, na czele z Janem Wilkowskim, Krzysztofem Rauem, ale też jak wyglądały lalki i aktorzy cztery dekady wcześniej. Wśród archiwalnych fotografii są też na przykład kulisy popularnego telewizyjnego programu "Pora na telesfora" z animującymi lalki Hubertem Antoszewskim i jednym z bohaterów wywiadów tej publikacji - Stefanem Pułtorakiem. Festiwal lalkarski odrodził się w Białymstoku w 1984 roku, już jako Ogólnopolskie Spotkania Teatrów Lalek. Wtedy Jan Wilkowski mówił "Kurierowi Podlaskiemu" (regionalnej popołudniówce), że oprócz wydziału lalkarskiego chciał w Białymstoku stworzyć centrum, wokół którego toczyłoby się życie teatralne w Polsce.

Aktorzy z całego kraju mogli wtedy zobaczyć choćby "Pana Fajnackiego" w reżyserii Wojciecha Szelachowskiego". Wspominając po latach ostatnią edycję imprezy z roku 1989 Piotr Tomaszuk podkreśla znaczenie życia festiwalowego. Obserwując "Metamorfozy Lalek" trudno nie docenić uwagi twórcy Wierszalina. Kilku artystów, którzy debiutowali w Supraślu, zbierali podczas nowego festiwalu gorące i w pełni zasłużone oklaski. Pięknie wydana książka-album w oprawie graficznej Giedre Bratyze kończy się zaproszeniem Jacka Malinowskiego, aktualnego dyrektora BTL do podchwycenia i pielęgnowania idei wymiany doświadczeń. Owo wydawnictwo, mimo braku angielskiego tłumaczenia, z pewnością pójdzie w świat, a gorąco przyjmowani lalkarze wrócą do Białegostoku za dwa lata.



Anna Kopeć
Kurier Poranny
30 czerwca 2015