Obiecana, ale czyja?
Gdzie można lepiej przedstawić historię pogoni za zyskiem, niż w samym sercu zabytkowego banku? Bo to właśnie symboliczny sosnowiecki gmach stanowi część scenografii najnowszej interpretacji „Ziemi Obiecanej", pozwalając publiczności wczuć się w gęstą atmosferę naglącej presji na sukces.Spektakl rzuca światło na ponadczasowość problemu, jakim jest widmo zła i korupcji idącym w parze z dużym kapitałem. Pokazuje zjawisko wyzbycia się moralnych granic na rzecz rzekomej korzyści i nasuwa pytanie, czy to wszystko tak naprawdę jest tego warte? Bohaterowie, choć osadzeni we współczesności, nadal gubią się w tych samych kłamstwach, przekrętach i zawiści, jaką przedstawiał Reymont. Mimo, że zajmująca ich rewolucja wiąże się z nowoczesnymi technologiami, mają oni te same, stare niczym ludzkość strapienia - oraz własne sposoby, jak je obejść, niejednokrotnie kosztem innych.
Wszystko funkcjonuje niczym destrukcyjna maszyna - zbudowana ludzkimi rękoma, teraz obracająca się przeciwko nam, niszcząca człowieka na wszelakie sposoby, począwszy od powolnego podtruwania zepsuciem aż po nagłe wydarzenia, pozostawiające go z niczym. Kleczewska w swojej wizji sięga po brutalny w przekazie naturalizm - widzimy bohaterów nagich do bólu, rzucających wulgaryzmami i uciekających się do najróżniejszych używek, aby chociaż na krótką chwilę uwolnić się od oddechu odpowiedzialności.
Puenta jest prosta, chciwa pogoń za pieniądzem potrafi być zgubna, liczy się natomiast sposób, w jaki wybrzmiewa. Widzimy przekrój upadku Karola Bronowickiego oraz jego wspólników z kilku różnych perspektyw, co ułatwia osąd nad postaciami. Twórcy zastosowali bowiem niezwykle ciekawy zabieg - akcja rozgrywa się nie tylko na scenie wprost przed naszymi oczami, ale też na ekranie, pokazując nam wydarzenia „z ukrycia". Publiczność ma możliwość zabawienia się w szpiega, czyhającego gdzieś w rogu pokoju i przyglądającego się z boku rzeczom nie przeznaczonym dla ich oczu.
Zamysł jest obiecujący i wprowadzający do historii świeżość, jednak delikatnie niedociągnięty ze strony czysto technicznej - momentami dźwięk lekko rozjeżdżał się z obrazem, a widoczność gry aktorów bezpośrednio przed fotelami była nieco utrudniona, ale taka jest cena przeniesienia się z desek teatru do serca banku. O ile gra światłem i nadającą klimat grozy muzyką zdecydowanie budowała napięcie i podsycała bezsilną sytuację postaci, tak wstawki z użyciem sztucznej inteligencji w moim odbiorze całkowicie psuły klimat. Miałam już kiedyś szansę zobaczyć oprawę multimedialną w wykonaniu Krzysztofa Garbaczewskiego w monodramie reżyserki, w którym doskonale spełniały swoją rolę, natomiast tutaj wypadły trochę sztucznie, a nawet działały na niekorzyść autentyczności historii.
Cieszącą oczy okazała się być zdecydowanie choreografia - i to już od samego początku, ponieważ spektakl przywitał nas jakże oryginalnym wykonaniem „Jeziora łabędziego". Nie rodziła rozczarowań ani przez krótka chwilę - aktorzy od początku do końca z płynnością współpracowali ze sobą na scenie, nie dając wyłapać trudności, z jakimi musiała się zapewne wiązać zabawa perspektywą.
„Ziemia obiecana" potrafiła poprzez swoje nawiązania do otaczającej nas rzeczywistości wywołać zarówno śmiech, jak i obudzić w odbiorcach pewne obawy - dotyczące kierunku, w jakim nieustannie zmierzamy i tego, jakie postawy przybieramy na co dzień. Uważam, że spektakl mógłby być nieco krótszy - niektóre sceny były niepotrzebnie przeciągnięte - chociaż poniekąd rozumiem potrzebę dopieszczenia każdego z wielu wątków.
Przesłanie wybrzmiewa natomiast dosadnie, a wykreowane na scenie obrazy nie opuszczają widza nawet po wyjściu z budynku.
Natalia Matysek
Dziennik Teatralny Górny Śląsk
17 czerwca 2025