Obłąkany taniec Gustawa

Dramaty romantyczne nie należą do łatwych w odbiorze. I równie trudno jest wystawić je na deskach teatru. Oniryczność fabuły, celowa fragmentaryczność tekstu, niedopowiedzenia, aluzje i intertekstualne nawiązania czyniły z dramatów Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego utwory, przez które czytelnik lub widz często musiał przedzierać się, tocząc ze sobą i z utworem intelektualno-emocjonalną „wojnę".

Dlatego wielkie uznanie należy się Teatrowi Wierszalin z Supraśla, który odważył się na wystawienie IV części „Dziadów" Adama Mickiewicza – niezwykłej opowieści o nieszczęśliwej miłości.

W rolę Gustawa wcielił się Rafał Gąsowski – z całą pewnością jeden z najlepszych aktorów teatralnych w Polsce. To dzięki niemu tekst, który czytaliśmy w czasach szkolnej edukacji (na czytaniu niestety kończąc), nabiera życia, stając się żywą historią prawdziwego człowieka. Gustaw w wykonaniu Gąsowskiego to szaleniec, intelektualista, poeta, pustelnik, wędrowiec bez domu. Jego pojawienie się na scenie elektryzuje i hipnotycznie przyciąga uwagę. Aktor porusza się po scenie dumnym scenicznym krokiem, a chwilę później tańczy obłąkany taniec, zwija się z bólu, pląsa, śpiewa, do granic absurdu przeciągając ostatnie głoski wyrazów. Co chwila podchodzi do wiadra z wodą i chłodzi rozpalone czoło. To dzięki Gąsowskiemu trudny tekst Mickiewicza chłoniemy z niesłabnącym zainteresowaniem, uczestnicząc w prawdziwym misterium dziadów. Ale do tego przyzwyczaił nas Piotr Tomaszuk, tworząc teatr głęboko humanistyczny, antropologiczny, sięgający do korzeni ludzkiej duchowości. Skoro dziady to obrzęd ludowy, pierwotny, pogański - nie może się on odbywać w innej przestrzeni niż stary drewniany dom, pachnący kadzidłem i roztopionym woskiem. Dlatego trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na dziady niż wieloletnia siedziba teatru, położona przy brukowanej supraskiej uliczce. Tu wszystko do siebie pasuje: ascetyczność scenografii, proste drewniane rekwizyty oraz transowa muzyka, doskonale współgrająca z naszymi emocjami.

Ale wróćmy do sztuki aktorskiej. Nie byłoby „Dziadów" w Teatrze Wierszalin, gdyby nie Dariusz Matys, wcielający się w postać księdza. Aktor ten posiadł wyjątkową sztukę: umiejętność balansowania między komizmem, zagadkowością, smutkiem, strachem, gniewem i zrozumieniem. Dzięki niemu postać księdza jest równie tajemnicza co Gustaw: czujemy brzemię jego cierpienia, czujemy wysiłek, jaki wkłada, by pogodzić się z doświadczeniem straty. Pojawienie się Gustawa wydaje się burzyć porządek jego życia. Nieszczęśliwie zakochany mężczyzna wyzwala w nim długo skrywane emocje, wywołuje zawstydzenie, podkopuje wiarę w boską sprawiedliwość.

Całość obrzędu spina postać Guślarza, pojawiającego się w II części „Dziadów". W tej roli Piotr Tomaszuk – reżyser przedstawienia. To on odprawia magiczny obrzęd palenia kądzieli, przywołujący dusze potrzebujące modlitwy. To z jego usta pada elektryzująca mickiewiczowska inkantacja: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?". Pod koniec przedstawienia Guślarz razem z dziećmi (w nie wcielają się Sylwia Nowak, Bartłomiej Olszewski, Monika Kwiatkowska i Vitalij Kuprianov), odprawia modlitwę za zmarłych, śpiewając w języku cerkiewnosłowiańskim. To jeden z najbardziej przejmujących fragmentów przedstawienia, osadzający „Dziady" w duchowej przestrzeni prawosławnego wschodu (tak jak chciał tego polski wieszcz).

„Dziady. Noc pierwsza" Teatru Wierszalin to przedstawienie, które z wielkim pietyzmem podchodzi do dramatu Adama Mickiewicza. Dzięki Wierszalinowi obrzęd dziadów zaczyna żyć – życiem prawdziwym, nieudawanym, bo nawet jeśli na początku mamy świadomość uczestniczenia w spektaklu, po kilku minutach obrzęd dziadów rozpoczyna się dla nas naprawdę.



Dominik Sołowiej
Dziennik Teatralny Białystok
7 listopada 2016
Portrety
Piotr Tomaszuk