Och, Hela...

W sylwestrowy wieczór (31.12) na Scenie Studyjnej Teatru im. Norwida premierę miał spektakl "Mąż mojej żony" Miro Gavrana w reżyserii Henryka Adamka. Najnowsza propozycja jeleniogórskiego teatru powstała w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich.

 

Sztuka chorwackiego pisarza Miro Gavrana to klasyczna farsa, rozpisana na dwóch aktorów. Spektakl wyreżyserował Henryk Adamek, który na swoim koncie ma już kilka realizacji w jeleniogórskim teatrze: "Cyganie z Andaluzji" Jana Potockiego (1993), "Scrooge. Opowieść wigilijna" wg Charlesa Dickensa (2009) oraz "Sługa dwóch panów" wg Petera Turriniego (2012). Reżyser postawił na klasyczną formę przedstawienia. Znakomity komizm sytuacji fabularnych i języka sprawia, że "Mąż mojej żony" śmieszy publiczność.

W zaniedbanym mieszkaniu żyjącego w skromnych warunkach chłopka-roztropka, Ślązaka z Frankfurtu, niejakiego Zeflika (Piotr Konieczyński w wyświechtanej białej podkoszulce, przykrótkich spodniach od dresu i znoszonych sandałach, z których wyzierają gołe palce, z wyglądu przypomina typowego menela z ulicy), pojawia się nieznany bliżej obywatel Warszawy - Edmund (Jacek Grondowy niczym miejski elegant ubrany w czerwoną koszulę z wzorzystym krawatem), by rozwiązać upokarzający problem. Oto Helena jest małżonką Edmunda i - jak się potem okazuje - Zeflika zarazem. Obaj mężczyźni, chcąc nie chcąc, muszą poważnie porozmawiać o przyszłości. Sytuacja wydaje się beznadziejna, bo jeden i drugi mąż chce zatrzymać żonę tylko dla siebie.

Oczywiście, żeby spektakl bawił i miał sens, wiele zależy od aktorów. Jacek Grondowy (jako spokojny, trochę nieporadny wrażliwiec) i Piotr Konieczyński (wybuchowy, zbyt bezpośredni i nietaktowny) mają sporo drobiazgowych partytur ich działań ze sobą i obok siebie, by utrzymać gęstość emocji, wzajemnych oskarżeń i ich odpychania. Ukazują tu całą paletę emocji - od pozytywnych po negatywne. Złoszczą się na siebie, na żonę i próbują się zaprzyjaźnić przy wódce. Wiadomo nie od dziś, że Grondowy i Konieczyński w komediowym repertuarze czują się jak ryba w wodzie, to ich żywioł.

Jednak to na Piotrze Konieczyńskim w przeważającej mierze ciąży prowadzenie historii, utrzymanie uwagi publiczności. Konieczyński buduje postać Zeflika, zaczynając od tego, co widać i słychać (znakomicie mówi (a raczej godo) stylizowaną śląską gwarą). Drobnego kroku, chrapliwego, służalczego tonu. Potem przygładza włosy, wciąga koszulę, prostuje plecy, przechodzi do ataku. To jeszcze jedna świetna rola należąca do trudniejszych z dotychczasowych aktorskich zadań Konieczyńskiego. A ile umie, widzowie przekonywali się wielokrotnie, chociażby ostatnio w "Pierścieniu wielkiej damy", gdzie gra Szeligę.

"Mąż mojej żony" to propozycja przede wszystkim dla tych, którzy w teatrze szukają głównie rozrywki i chcą obejrzeć sprawnie zagraną i zrealizowaną sztukę. Nie brakuje tu ani dowcipnych dialogów, ani humoru sytuacyjnego i wartkiej akcji.



Manu Manu
www.jelonka.com
3 stycznia 2015
Spektakle
Mąż mojej żony