Oczekiwany wybawca przypływa z łabędziem

Trudną operę Wagnera "Lohengrin", wystawioną przez Operę na Zamku szczecińska publiczność przyjęła owacjami.

Szczecińska premiera opery Richarda Wagnera "Lohengrin" powstała w koprodukcji z Theater Vorpommern z Greifswaldu. jest to o tyle znaczące, że kompozytorem był zwolennik Hitlera i ideologii nazistowskiej. W polsko-niemieckiej inscenizacji jest kilka elementów odnoszących się do tej ideologii. Sama akcja jest przeniesiona do lat 30. XX wieku, czyli czasów rodzenia się nazizmu w Niemczech, dzieci hrabiergo Telramunda noszą błękitne chustki niczym młody narybek z Hitlerjugend, a w finałowej scenie zbiorowej wszyscy wyciągają ręce w charakterystycznym geście.

W tym spektaklu główne role zagrali śpiewacy z Niemiec, ale ogromną rolę odegrał szczeciński chór, który w połączeniu z chórem niemieckim stanowił wyraziste tło całej tragedii jako głos ludu, tak istotny w czasach rodzenia się nazistowskiej ideologii.

Wśród solistów na scenie najlepiej wypadły kobiety, czyli Anette Gerhardt (Elza) i Elena Suworova (Ortruda). Junghwan Choi w roli Lohengrina zabrzmiał pięknie i delikatnie jak prawdziwy kochanek i wybawiciel kobiety. Przebrany za japońską postać niczym w teatru kabuki stał się "obcym", zbawicielem, na którego czeka nie tylko Elza, ale i lud. Niestety, w finale musi wszystkich opuścić i wrócić do swojej krainy, a lud jest zdany sam na siebie i musi stanąć do walki.

Muzyka Wagnera jest bardzo dynamiczna, doniosła i chwilami wręcz pompatyczna, szkoda tylko, że w jej odbiorze przeszkadzała nie najlesza akustyka w Hali Opery. Zbyt mała scena sprawiła, że straciły wizualnie sceny zbiorowe, tak istotne dla tej opery. Niestety, chóry i soliści za bardzo tłoczyli się na scenie. Niemniej opera robi wrażenie i została bardzo ciepło przyjęta przez widzów.



Małgorzata Klimczak
Głos Szczeciński
18 grudnia 2013
Spektakle
Lohengrin