Od gęby nie można uciec

Przyznam szczerze, że nigdy nie potrafiłam zrozumieć twórczości Gombrowicza. Największy problem miałam z „Ferdydurke" – lekturą szkolną, czytaną w ostatniej klasie szkoły średniej. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdecyduję się na obejrzenie adaptacji tej książki na deskach teatru.

Aktorzy z Living Space Theatre podjęli się piekielnie trudnego zadania. „Ferdydurke" jest książką niezrozumianą przez wielu. Jak uczynić jej fabułę bardziej zrozumiałą, bardziej znośną dla widza? Wykorzystanie tańca okazało się być strzałem w dziesiątkę.

Ciężko powiedzieć, o czym tak naprawdę jest „Ferdydurke". Interpretacji jest tyle, ilu czytelników. Najczęściej jednak przyjmuje się, że to opowieść o formie, której człowiek nigdy się nie pozbędzie. Nawet jeśli spróbuje, wejdzie w inną formę, nigdy nie będzie więc w pełni wolny. Józio próbuje pozbyć się swojej maski, jednak sprawy przybrały naprawdę dziwny obrót. 30-letni mężczyzna trafia do 6 klasy szkoły podstawowej, aby zdobyć odpowiednie doświadczenie, którego według profesora Pimko zdecydowanie mu brakuje. Niemalże wszystko w dziele Gombrowicza jest wielkim absurdem, który nie mieści się w ludzkich umysłach – a jednak każda przedziwna scena ma swój cel i głębszy sens. Spektakl doskonale podkreślał nam najważniejsze momenty fabularne „Ferdydurke".

Aktorzy poradzili sobie znakomicie. Młodzi i pełni wigoru, rzucali sobą wzajemnie po scenie, miotając się w piekielnie nieskoordynowanym a zarazem zachwycającym tańcu. Z podziwem obserwowałam ich ruchy, które idealnie współgrały z wypowiadanymi prze nich tekstami. Każdy z aktorów błyszczał swoim talentem, czyniąc twórczość Gombrowicza o wiele bardziej absorbującą.

Jedynymi rekwizytami na scenie były krzesła, wielki parawan oraz sznur świecący na biało. Żaden dodatkowy element nie był potrzebny – aktorzy tworzyli odpowiednią przestrzeń za pomocą własnych ruchów. Widz dokładnie wiedział, gdzie obecnie dzieje się akcja – w szkole, w mieszkaniu Młodziaków czy na wsi w Bolimowie. Zmianę miejsca akcji sygnalizowała „masa" składająca się z ciał aktorów, tarzająca się po scenie. Nie sądziłam, że ludzie są w stanie działać w tak skoordynowany i spójny sposób.

Ilość absurdu na scenie przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Wiedziałam, że spektakl oparty na najbardziej znanym dziele Gombrowicza musi się nieco wyróżniać na tle adaptacji dzieł innych autorów. Bójki, przedziwne powitania i noszenie krzeseł na szyi – to tylko kilka niewinnych przykładów tego, co działo się na scenie. Nawet publiczność została włączona do fabuły – główny bohater, Józio Kowalski prosi jednego z widzów, aby „zepsuł" za niego spektakl, w którym czuje się poniewierany przez inne postacie. Nieco zagubiony ochotnik wkroczył za scenę i wykonywał polecenia wydawane przez Józia. Aktorzy nader często zdawali się zwracać bezpośrednio do widzów – w pewnym momencie publiczność miała wrażenie, że zasiada w szkolnych ławkach jednej z placówek oświatowych w Warszawie, u boku Miętusa, Syfona i Józia.

Dzięki fenomenalnej grze świateł i klimatycznej muzyce, widz coraz mocniej zagłębiał się w nieco pokręcony świat stworzony w „Ferdydurke". Cienie pojawiające się na parawanie stawały się niemal symboliczne – nie były tylko i wyłącznie walorem estetycznym. Z czystym sumieniem można je odebrać jako symbol pewnej tajemnicy, maski, którą nosi każdy z nas. I w spektaklu i książce nader często padają słowa „mina", „poza", „gęba". Każdy z nas nosi maski, których nie jesteśmy w stanie się pozbyć. Gdy ściągamy jedną, niemalże od razu zastępujemy ją kolejną. Aktorzy kilkukrotnie w trakcie widowiska przeobrażali się w kolejne postacie – przyjmowali kolejne pozy, zachowania.

Gombrowicz starał się przekazać nam, że człowiek zawsze będzie odgrywał jakąś rolę, nawet nieświadomie. Nigdy nie będzie w pełni sobą, gdyż od małego wpaja się nam, jak mamy żyć. Reżyser spektaklu, Jakub Margosiak podjął się ogromnego wyzwania, któremu z pewnością podołał. Zdołał stworzyć niesamowicie widowiskową adaptację niedocenianej powieści Witolda Gombrowicza.

Jeżeli jesteś jedną z tych osób, które lubią niekonwencjonalne oblicze sztuki, spektakl grupy Living Space Theatre z pewnością przypadnie ci do gustu. Enigmatyczny, zagmatwany i przedziwny – czyli dokładnie taki, jak dzieło Gombrowicza.



Magdalena Świerczek
Dziennik Teatralny Katowice
9 marca 2020
Spektakle
Ferdydurke
Portrety
Jakub Margosiak