Od rana do nocy walczymy o żarcie

„Piekarnia", dramat Bertolda Brechta napisany w czasie wielkiego kryzysu przenosi w konkretne miejsce i czas. Niemal sto lat później słowa niemieckiego dramaturga i teoretyka teatru nie przestają być aktualne. Niepewność jutra, która popycha do nieludzkich czynów wydaje się głównym problemem poruszanym w sztuce, nieobcym także współcześnie.

Litość i trwoga budzą się obserwując losy nieszczęsnej Niobe Queck (niesamowita Małgorzata Hajewska–Krzysztofik!). Straciła męża, a piątkę małych dzieci wychowuje mieszkając kątem u piekarza Meiningera (Zbigniew Kaleta). Trudniej jednak niż ubóstwo jest jej znieść zależność od piekarza, u którego zatrudniła się jako osoba na posyłki. Poniżenie staje się dotkliwsze, gdy fala kryzysu gospodarczego dosięga również Meiningera. Piekarz nie może pozwolić sobie na zakup drewna, które wdowa zdążyła już z jego polecenia zamówić, w związku z czym opłatą obciąża właśnie ją. Dodatkowo o pieniądze dopominają się u niej robotnicy, zatrudnieni do porąbania rzeczonego drewna. Najbardziej tragicznym momentem jest oddanie pod zastaw jedynej wartościowej i sentymentalnej własności wdowy - bombardonu, na którym grywał jej mąż. Fali nieszczęść nie ma końca – wkrótce kobieta ląduje na bruku, dzieci zostają jej zabrane, a ona sama - przymuszona głodem - oddaje się za bochenek chleba. Ostatecznie Queck ginie z rąk osób, które powinny były ofiarować jej pomoc.

„Od rana do nocy walczymy o żarcie" - wołają robotnicy ustawiający się w kolejce do pracy. Liczy się każdy grosz. Dziwna jest logika tego świata, w którym jedni nie mają nic, a drudzy żyją w przesadnym dobrobycie. Bardzo dosłowne zakończenie - ci na górze obżerają się tortem, brudząc całe twarze i stroje, podczas gdy ci na dole tańczą uparcie swój monotonny taniec, chyba najlepiej obrazuje sedno brechtowskiej „Piekarni". Podział na biednych (tych „bez pleców") oraz bogatych (tych „dobrze ustawionych") robi się niesmacznie jaskrawy. W sytuacji niedostatku i nędzy okrucieństwo oraz bezwzględność stają się sposobem na przeżycie.

Mimo przejmującej historii i budzącej się mimowolnie empatii ma się świadomość przebywania w przestrzeni wykreowanej, sztucznej. Brechtowska wizja teatru wielokrotnie daje o sobie znać w sztuce Klemma. Zanim spektakl na dobre się rozpocznie aktorzy są już na scenie, a światła oświetlające widownię wygasają później niż zwykle. Bohaterowie przedstawiają się, od czasu do czasu dokonują „próby mikrofonów" czy zwrotów do widza, co skutecznie realizuje „efekt obcości" i nie daje widzowi schować się za czwartą ścianą. Aktorzy czasem powtarzają swoje kwestie po kilka razy, a niektóre dialogi odczytujejedna osoba, co skutecznie burzy teatralną iluzję. Ponadto widz ma okazję przyjrzeć się teatralnemu wnętrzu, wliczając w nie elementy oświetlenia czy mechanizmy scenograficzne. Teatralność jest ujawniana także poprzez momentalne zmiany nastroju – w niespodziewanych momentach śmiejemy się z żartów ze sceny, w dramatycznych – słyszymy songi rodem z kabaretu (wspaniały utwór siekierkowo-kontrabasowy!).

Czy sztuka teatralna ma szanse rzeczywiście pobudzić widzów do krytycznego myślenia? Czy może prowadzić do przewrotu społecznego jak chciałby tego Brecht? Wdów Queck mamy dziś bez liku, a społeczeństwo wciąż jest podzielone według władzy i stanu posiadania. Niestety dalej mamy co komentować, z czym się nie zgadzać i co, choćby w niewielkim stopniu, zmieniać.



Agnieszka Bednarz, Stażystka od 11 marca 2013
Dziennik Teatralny Kraków
18 lutego 2014
Spektakle
Piekarnia