Odetchnąć od ciężaru emocji

Płatonow to pod wieloma względami mężczyzna naszych czasów. Zagubiony we własnej tożsamości, w ręku trzyma trzy scenariusze napisane przez różne kobiety, z których każda stawia przed nim inne wymagania, żądając innych wyrzeczeń.

Nie jest zdolny do podjęcia odpowiedzialnej decyzji, dlatego ucieka w bezczynność. I chociaż to on wprowadza chaos do pogrążonego w marazmie świata, tak naprawdę sam jest chaosem.

Dramat Czechowa w reżyserii Moniki Strzępki to spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie, który staje się prawdziwym popisem umiejętności młodych aktorów. To ogromne spektrum kreacji, z których każda posiada indywidualną osobowość, pragnienia i koszmary. Bohaterów łączy toksyczna przestrzeń, ubrana w stare szaty ich ojców i matek, które noszą wciąż nieświadomie, chociaż już na nich nie pasują. Przed dorosłością uciekają w alkohol, długi i we własne ramiona. Płatonow (w tej roli Jakub Kordas) rozpada się na naszych oczach z każdym kolejnym aktem. Z silnego, pewnego siebie ironisty kruszy się na marne kawałki, rozpaczliwie wołające o pomoc. Jest w tej postaci tak wiele pasji i pragnień, a zarazem tak wiele bierności. Obserwujemy jak manipuluje ludźmi i w pewnym stopniu nawet nas to brzydzi, ale w końcu także on sam staje się ofiarą tych manipulacji; jego żałosność wzbudza nasze współczucie, możemy nawet zacząć go lubić. Jest być może jedynym prawdziwym człowiekiem. Czy kobiety go niszczą?

Nie ulega wątpliwości, że to one rozrywają jego ciało i jego „ja" na części. Rosyjską piosenkę śpiewają Anna (Zuzanna Soporznikow), Sonia (Vanessa Aleksander), Sasza (Małgorzata Kozłowska) i  Maria (Aleksandra Boroń) – osobowości skrajne, fatalne. Każda to inny typ kobiety. Silna i dumna Generałowa, walcząca o puste ideały Sonia, prostoduszna kwoka Sasza i pseudointelektualistka Maria – łączy je słabość do Płatonowa, w którym widzą chyba dopełnienie swojej własnej pustki. Może poza Saszą, postacią zbudowaną i odegraną doskonale, która jako jedyna niewinna musi zostać złożona w ofierze.

Oczywiście jest też śmiech. Śmiech wychodzący z szafy i ze skrzyń stanowiących elementy scenografii. Śmiech wywołuje magnetyzm postaci, ich wzajemne przybliżanie się i gwałtowne odpychanie, ten konflikt silnych charakterów, zbyt silnych żeby przebywać na tej samej przestrzeni. Klęska wydaje się nieunikniona. Ale śmiejemy się, żeby odetchnąć od ciężaru emocji i skomplikowanych relacji.

Tak, jak robimy to zawsze, kiedy światła gasną, kiedy wychodzimy z teatru na swoją własną scenę.



Dominika Trębacz
Dziennik Teatralny Warszawa
12 kwietnia 2019
Spektakle
Płatonow
Portrety
Monika Strzępka