Odnajduję tu własną historię

Każdą sztukę teatralną należy czytać osobiście, swoim doświadczeniem, wrażliwością, sposobem odczuwania świata. A najlepiej - a tak jest w moim przypadku - jeśli w jakimś stopniu odnajdzie się w tekście swoją własną historię, elementy swojej pamięci. - rozmowa z Jackiem Poniedziałkiem

Akcja "Szklanej menażerii" dzieje się 80 lat temu w Ameryce. Jak pan czyta na scenie ten dramat, by stał się on bliski współczesnemu widzowi?

- Każdą sztukę teatralną należy czytać osobiście, swoim doświadczeniem, wrażliwością, sposobem odczuwania świata. A najlepiej - a tak jest w moim przypadku - jeśli w jakimś stopniu odnajdzie się w tekście swoją własną historię, elementy swojej pamięci. Williams opowiada historię rodzinną. Ta sztuka jest mocno autobiograficzna. Występują w niej autentyczne postaci - jego matka, nieobecny ojciec, nieszczęśliwa siostra, wobec której miał poczucie winy. Właśnie z tego poczucia winy zrodziła się ta sztuka, jako oczyszczający dar dla siostry. Je też, pracując z aktorami, wygrzebuję z pamięci swój dom, swoje rodzinne gniazdo. Dostrzegam w mojej historii punkty wspólne z historią autora. A to, co jest bliskie, osobiste, lokalne, swoje czy wręcz swojskie, paradoksalnie jest najbardziej uniwersalne, zawsze obecne i aktualne.

Tłem akcji sztuki jest wielki kryzys ekonomiczny lat 30. A w powstającym przedstawieniu?

- Kryzys, czyli bieda. W Polsce też ją mamy - była, jest i będzie. Akcję umieściliśmy na przełomie lat 60. i 70. bo to okres mojego dzieciństwa, a zarazem epoka atrakcyjna plastycznie i muzycznie. Przede wszystkim jednak w tej historii chodzi o nędzę, która jest bardzo silną determinantą - sprawia, że nabuzowana atmosfera tego domu rodzinnego w pewnych momentach staje się nieznośna, wręcz upiorna. To jeden z najważniejszych drogowskazów, którymi się kierujemy. Chcielibyśmy opowiedzieć o tym, jak nędza niszczy i tak już nienajlepsze relacje rodzinne, Jak prowokuje ludzi do okrutnych zachowań. Jak puszczają im nerwy, a wszelkie nakazy i zasady bycia ze sobą przestają grać rolę i stają się nic nie-znaczącym sloganem.

Sztuki Tennessee Williamsa przez długie lata były u nas zapomniane. Teraz zyskały drugie życie dzięki pana tłumaczeniom. Jak do tego doszło?

- Dla Krzysztofa Warlikowskiego tłumaczyłem "Tramwaj zwany pożądaniem". To zainspirowało Daniela Lisa z wydawnictwa Znak, który wymyślił antologię pięciu najważniejszych dramatów Williamsa. Nigdy wcześniej tłumaczenia sztuk tego autora nie zostały wydane w postaci książki. Moja antologia nie tylko bardzo szybko się sprzedała, ale jeszcze teatry w różnych miastach sięgnęły po te dramaty. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju boomu, na który ten autor całkowicie zasłużył.

Ludzie chcą oglądać na scenie prawdziwe życie.

- Życie, dodajmy, którego obraz nie stroni od poezji. A to właśnie jest w twórczości Williamsa. To wielki pisarz, obdarzony niezwykłą wrażliwością i zmysłem poetyckim, precyzyjnie opisujący relacje między ludźmi, a do tego wybitny znawca kobiecych dusz. Bardzo się cieszę, że ludzie do tego lgną, że chcą znać taki teatr - dobrze napisany, ze sprawdzalnymi, żywymi relacjami, dobrze psychologicznie napisanymi postaciami. Teatr, do którego trzeba dobrego, szczerego i pełnego determinacji aktorstwa.

Znalazł pan je w Opolu?

Jeśli chodzi o zespół to mam tu dream team - zróżnicowany, bardzo wrażliwy, bardzo osobiście podchodzący do tej pracy i - co dla mnie najważniejsze - z wielkim entuzjazmem.



Iwona Kłopocka
Nowa Trybuna Opolska
13 września 2014
Spektakle
Szklana menażeria