Odwiedziny szatana

Czy Bóg istnieje? Pisarze z moskiewskiego Massolitu nie wydają się być przekonani… Czy nieznajomy profesor będzie w stanie ich przekonać? Wydarzenia, które zaszły na Patriarszych Prudach zmieniły życie wszystkich bohaterów. Teraz już nic nie będzie takie samo, a w mieszkaniu Berlioza zamieszka władca Piekła we własnej osobie – Woland wraz ze świtą.

"Mistrz i Małgorzata" w krakowskiej Grotesce zaczyna się od opowieści zafrasowanego Iwana Bezdomnego (świetna rola Franciszka Muły), pierwszej ofiary szatana. To na jego oczach ginie przyjaciel Berlioz, w jakże absurdalnej sytuacji – poślizgnąwszy się na rozlanym oleju, wpada wprost pod koła tramwaju. Chwilę przed tym Woland, wcielając się w postać nieznajomego profesora, próbuje przekonać ich obu o istnieniu Boga, przepowiadając wypadek, jednak nikt do czasu zdarzenia nie traktuje jego słów poważnie...

Zrozpaczony Iwan, usiłując opowiedzieć tę historię zgromadzeniu Massolitu, któremu przewodniczył jego przyjaciel Berlioz, zostaje uznany za niepoczytalnego i w konsekwencji umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Także stamtąd próbuje zgłosić na policję wypadek... lecz któż uwierzy wariatowi? Tak zaczyna się historia z piekła rodem, gdzie satyra miesza się ze wzruszeniem, a wątki pełne dramatyzmu i mistyki przeplatają się z humorzastymi opowiastkami.

Spektakl, podobnie jak powieść, powstająca przez 12 lat, będąca dorobkiem życia Bułhakowa, są dziełami dopracowanymi w każdym szczególe.

Gra świateł i muzyka współgrają, tworząc tajemniczy klimat. Bogata scenografia zdaje się wiernie odzwierciedlać książkę. Te same elementy scenografii potrafią przybierać przeróżne formy, tak więc widzimy, jak w jednym momencie biurko Iwana przekształca się w szpital psychiatryczny, a zaraz potem w przytulny pokoik Mistrza i jego ukochanej. Również kostiumy urzekają w spektaklu – ich prostota, a zarazem frywolność i fantazja, jak w przypadku stroju Helli czy Behemota.

Niewątpliwym atutem tej sztuki jest użycie kukieł teatralnych. Aktorzy, oprócz swych dramatycznych kreacji, raz po raz zamieniają się w lalkarzy, nadając kukłom niesamowity autentyzm i duszę. Bawią się kreacjami płynnie, przeskakując z roli do roli (każdy z nich wciela się w trzy lub cztery postacie).

Na szczególne uznanie zasługuje tu jedyna w spektaklu żeńska rola Iwony Olszewskiej, wcielającej się w postaci Helli, Małgorzaty Nikołajewnej, Praskowji Fiodorowej i żony Arkadii.

Warto jeszcze wyróżnić Bartosza Watemborskiego (jako Behemota oraz Mistrza, Grigorja Daniłowicza Rimski, Griszy, Żorża Benga), który szczególnie ujmuje rolą Behemota, poprzez niesamowity autentyzm postaci, rubaszne kocie ruchy i nieprzeparty urok osobisty, którym ujmuje serca widzów.

Cały spektakl Wolańskiego jest wiernym przekładem książki Bułhakowa. Jest to forma już coraz rzadziej spotykana we współczesnych sztukach teatralnych, gdyż w większości tworzy się wariacje bazując na tekście. W związku z tym odczuwalny staje się brak elementu zaskakującego widza.

Slogan, że jest to „opowieść o szatnie, który wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro" można zapewne odczytać pomiędzy scenami, jednak sam spektakl, w przeciwieństwie do powieści, nie ukazuje Wolanda jako postaci tragicznej, niemogącej pogodzić się ze skutkami własnych diabelskich zamierzeń. Zbyt płasko przeżywa on swe porażki sprawiając wrażenie niewzruszonego swymi, w gruncie rzeczy, dobrymi uczynkami.

Mimo to trzeba przyznać, że mistrzowska powieść Bułhakowa i równie dobry spektakl teatru Groteska przenosi widzów w realia moskiewskiego dramatu, a dwie godziny upływają niezauważalnie.



Karolina Suchoń
Dziennik Teatralny Kraków
8 lutego 2013