Odyseja 1992

W poznańskim "Odysie" Itaka to nazwa biura podróży, niedostępna bogini Atena przypomina bohaterkę "Dynastii", a zalotnicy pięknej Penelopy z bitnych wojowników zmienili się w chytrych cinkciarzy.

Tytułowy bohater spektaklu Eweliny Marciniak wraca do Polski w roku 1992 i zastaje ojczyznę po gruntownej transformacji. Mitologiczna wyspa projektu Aleksandry Wasilkowskiej przypomina tandetny raj Polaków - zaokrąglone złote futryny wystają ze skał, na szczycie kręci się antena satelitarna. Zgrabnie w tej nieco ekscentrycznej konwencji odnajdują się poznańscy aktorzy, odziani w krzykliwe kostiumy w cukierkowej estetyce new romantic.

Niby zmieniło się wszystko, a naprawdę nie zmieniło się nic. Odys (intrygujący Paweł Siwiak) wciąż próbuje grać swoją rolę - walczy, zdobywa, udowadnia coś sobie i światu. A Penelopy wciąż na kogoś czekają, choć wyraźnie mają już dosyć tego czekania na męskich zdobywców. Na scenie wzniosły Wyspiański miesza się z tekstem Marcina Cecki, naigrawającym się z mitycznych bohaterów.

To, co najciekawsze, zawiera się w dwóch intymnych monologach. Zmęczona i rozczarowana Penelopa (Joanna Drozda) ma dość swojej roli - chciałaby wreszcie móc zająć się sobą, szukać, doświadczać i popełniać błędy. Z ciężarem ról i przekleństwem kulturowego dziedzictwa mierzy się także syn Odysa. W przejmującym finale znakomity Grzegorz Dowgiałło mówi o pragnieniu wolności, która oznacza prawo do mówienia o sobie własnym głosem. Językiem niewidomego Telemacha staje się muzyka.



Michał Centkowski
Newsweek Polska
29 marca 2018
Spektakle
Odys