Odzyskane życiorysy

Pochodzący ze Słupska performer Ludomir Franczak w najnowszym przedstawieniu zadaje pytania o tożsamość mieszkańców ziem odzyskanych.

Ludomir Franczak to twórca, który wypowiada się na tematy ważne. Mówi o dawnych mieszkańcach tych ziem, mówi o własnym pochodzeniu, o skomplikowanych losach przedstawicieli narodów Europy, których okrutna historia XX wieku pozbawiła własnego miejsca, własnej tożsamości. Tym razem również pyta o tożsamość, ale współczesnych mu słupszczan, czy szerzej, mieszkańców tzw. ziem odzyskanych przez Polskę po zakończeniu II wojny światowej. Punktem wyjścia do zadania tych pytań są historie spisane przez Niemców, byłych mieszkańców tych ziem. Osób, które do maja 1945 roku mieszkały w swoim, niemieckim Stolp, a nagle obudziły się w obcym już, bo polskim Słupsku.

- Zbierając materiały do mojego wcześniejszego projektu, odnalazłem w słupskim oddziale Archiwum Miejskiego w Koszalinie życiorysy i oświadczenia, które tuż po wojnie musieli spisać Niemcy, mieszkańcy tych ziem. Na podstawie ich historii stworzyłem opowieść prawdopodobną, baśniową - mówi Ludomir Franczak.

Tak powstał projekt "Odzyskane", który w piątek mogli zobaczyć słupszczanie w teatrze Rondo. Głównymi jego bohaterami byli Niemcy, którzy pojawili się jako głosy. Jednak ich życiorysy i zdjęcia zobaczyć można było na wspólnej, wielkiej tablicy. Razem stworzyły jakby cmentarz, wyglądały jak epitafia ludzi, którzy również stali się ofiarami skutków wojny. Gdy przemówili, opowiedzieli baśniową historię, fikcyjną, ale jednak prawdopodobną.

Ludomir Franczak o tamtych ludziach opowiadał bardzo plastycznymi obrazami. Najbardziej wymownym była piramida, a raczej składowisko krzeseł. Połączone razem ukazały zbiorową historię Niemców, nierozerwalnie związanych z miejscem, gdzie teraz żyją Polacy.

I właśnie dlatego Ludomir Franczak pyta publiczność o naszą tożsamość. Wychodzi z założenia, że na kształtowanie tożsamości człowieka mają wpływ nie tylko ludzie, ale również miejsce, gdzie jesteśmy wychowywani.

Pyta więc, na ile jesteśmy Polakami, skoro zostaliśmy wychowani na niemieckiej niegdyś ziemi, poruszając się w przestrzeni stworzonej w dużej części przez Niemców i dla Niemców. Na te pytania nie ma jasnych odpowiedzi, ale każdy powinien spróbować ich udzielić.

Rozmowa z Ludomirem Franczakiem:

Przestrzeń nas kształtuje

Wychowałeś się w Słupsku, ale mieszkasz w Lublinie. Uważasz, że twoja narodowa tożsamość jest inna niż mieszkańców ziem rdzennie polskich?

- Swoją poniemiecką tożsamość odkryłem, mieszkając już w Lublinie. Tam wszędzie widzę polską architekturę. Na cmentarzach są groby powstańców styczniowych. A w Słupsku obok grobów polskich widziałem mogiły Niemców, widziałem zdewastowany poniemiecki cmentarz ewangelicki. W Słupsku grobów moich przodków nie ma.

Ale to nie powoduje, że czujesz się mniej Polakiem niż mieszkańcy Lublina?

- Oczywiście, że nie. Jestem Polakiem i nim się czuję. Tym bardziej że wśród moich przodków są również powstańcy styczniowi. Ale jadąc do starej Polski, uświadomiłem sobie, że dotykam czegoś, co nie jest moje. W Słupsku chodziłem wśród budynków takich, jakie stoją też w Berlinie, po takich samych chodnikach, ulicami, które wytyczyli Niemcy. Mieszkałem w poniemieckiej kamienicy z bardzo jasnymi pomieszczeniami. W Lublinie jest mniej światła. Dlatego zadaję sobie pytanie, ile jest we mnie niemieckiej tożsamości.

Ile?

- Nie wiem, bo moja tożsamość nie jest prosta ani oczywista. Ale wiem, że na pewno kształtuje nas przestrzeń, w której żyjemy. A ja wychowałem się w przestrzeni poniemieckiej.



Daniel Klusek
Głos Pomorza
29 stycznia 2014
Spektakle
Odzyskane
Portrety
Ludomir Franczak