Ofiara staje się katem

Prowokacja – to słowo najtrafniej opisuje twórczość autora sztuki „Kreacja" – Ireneusza Iredyńskiego, który wykorzystał zaskakujący i oryginalny motyw opisania biografii człowieka, znajdującego się na granicy szaleństwa. Dzięki odpowiednio dobranej, nastrojowej scenerii przedstawienie zabiera widza do wykreowanego przez autora świata. Czarny humor, oraz bystre dialogi wypełniają przestrzeń zrujnowanego domu, który ostatecznie staje się ... ?

„Kreacja" w intrygujący sposób wciąga nas w wir głębokich psychologicznych rozgrywek - z jednej strony widzimy skromnego, wyniszczonego ciężkimi przeżyciami człowieka, z drugiej niedoświadczonego karierowicza, który zabawia się w demiurga. Na scenie ścierają się dwie skrajności, a powstały oksymoron utrzymuje publiczność w ciągłym skupieniu i napięciu. Atmosfera powagi pozwala lepiej zrozumieć przesłanie, jakie niesie spektakl, ogląda się go bardzo uważnie w narastającym niepokoju. Sceneria zrujnowanego domu idealnie komponuje się ze stanem głównego bohatera, pogrążonego w depresji alkoholika - Jana (Jerzy Radziwiłowicz), który przyjmuje nowe imię - Nikt, czyli każdy. Aktor przekonująco wciela się w postać udręczonego koszmarami człowieka, któremu nadwrażliwość i trauma związana z pobytem w zakładzie psychiatrycznym zabrały wszelką pewność siebie. W jego życiu zjawia się młody, tajemniczy nieznajomy - w rolę doskonale wciela się Marcin Hycnar. Bohater stawia siebie w roli Boga i nadaje sobie imię: Pan, zwodzi także Gosię (Anna Gryszkówna) - partnerkę Nikta.

Współcześnie ludzie, którzy za wszelką cenę próbują stać się sławni lub wypromować kogoś, chętnie stosują zabieg dopowiadania fałszywych historii do życiorysu. Przykładowo, jeśli życie gwiazdy wydaje się mało atrakcyjne dorzuca się do jej biografii kilka wyreżyserowanych skandali, aby zwrócić uwagę i zaszokować publikę. W handlu nie liczy się to, co rzeczywiście piękne, wartościowe, lecz dobry materiał na sprzedaż; sztuka staje się towarem, przez co znacznie obniża się jej jakość. Spektakl obnaża gorzką prawdę, do czego prowadzi konsumpcyjny styl życia. Pan za wszelką cenę próbuje zmaterializować nawet wrażliwość artystyczną, talent i duchowość malarza.

W przedstawieniu wykorzystane zostały ciekawe koncepcje, takie jak rozbudowana scena, czy dobrze przemyślana gra świateł, które w harmonii z nastrojową muzyką pozwalają wczuć się w emocje targające trójką bohaterów. Metafizyczność przeplata się z przyziemnymi problemami prostych ludzi. Inteligentny Pan nadpobudliwie i nerwowo porusza się po całej scenie, próbując zdominować nadwrażliwego człowieka, aby w końcu wykorzystać jego artystyczną duszę i talent malarski. Raz widzimy go jako zwykłego dorobkiewicza, innym razem jak szatan zwodzi głównego bohatera oraz jego żonę. Po pewnym czasie Kreator, czyli Pan wspólnie z Gosią wzbogacają się, wykorzystując potencjał skromnego malarza z prowincji, nie zwracając zupełnie uwagi na jego znacznie pogarszający się stan zdrowotny. Pan wie, że osoba, którą tworzy nie istnieje, a właściwy człowiek stojący przed nim przerwał konieczne leczenie, pomimo tego pozwala mu popaść w alkoholizm i zaburzenia lękowe. Nikt pogrąża się w coraz głębszej depresji, traci powoli kontakt z realnym światem i oddaje się złudzeniu, iż jest niegodnym sługą swojego Pana, którego utożsamia z Chrystusem. Bohater potrzebuje specjalistycznej pomocy, jest jednak traktowany przez otaczających go ludzi wyłącznie jako narzędzie, niewarte uwagi i opieki. W ostateczności prowadzi go to do całkowitego obłędu. Nieszczęście wisi w powietrzu... Wkrótce ofiara stanie się katem.

Nikt właściwie bez jasnego powodu morduje swojego Pana, a okrutną zbrodnię odkrywa jego żona, znajdując zakrwawione spodnie, następnie ciało. Widzowie spodziewają się tragicznego zakończenia, jednakże obraz ukrzyżowanej postaci pojawiający się nagle przy głośnym uderzeniu muzyki okazuje się zbyt szokujący i burzy estetykę spektaklu. Scena końcowa przedstawiona drastycznie prowokuje do dyskusji na temat wywoływania sensacji za wszelką cenę. Można stwierdzić, że zostały tu przekroczone pewne granice lub potraktować ukazane w ten, a nie inny sposób zakończenie, jako próbę oddania idei twórczości Ireneusza Iredyńskiego, który stosował prowokację, aby przebić się przez ludzką obojętność.

Polecam spektakl, ponieważ został starannie dopracowany, a dobra gra aktorska pozwala zatrzymać się nad losem bohaterów i podjąć wiele istotnych refleksji. Przysłowie chińskie mówi, że „każdy z nas ma cztery twarze: tę, którą pokazuje, tę, którą widzą inni, tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa". Jeśli dodatkowo pozwolimy komuś wykreować nas tak jak w przypadku głównego bohatera, możemy z łatwością zatracić prawdziwe oblicze, a nawet, jak poucza nas spektakl „Kreacja", doprowadzić do nieszczęścia.



Julia Zdzieszyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
31 marca 2014
Spektakle
Kreacja