Ognista parodia

Wybór Producentów to nie była łatwa decyzja. Wprawdzie musical święcił triumfy na Broadwayu a jego twórca Mel Brooks zgarnął aż 12 nagród Tony (przyznaje je grono 700 ludzi z różnych gałęzi przemysłu rozrywkowego i prasy!), dystansując nawet takich mistrzów jak Stephen Sondheim (scenarzysta musicali Company, Follies, A Little Night Music, autor tekstów piosenek m.in. z West Side Story) czy Andrew Lloyd Webber (kompozytor muzyki Evity, Jesus Christ Superstar i najbardziej kasowych w historii - Kotów i Upiora w operze), to jednak obawy dotyczące treści musicalu i jej akceptacji na naszym rodzimym gruncie, mogły być wielce uzasadnione

Wybór Producentów to nie była łatwa decyzja. Wprawdzie musical święcił triumfy na Broadwayu a jego twórca Mel Brooks zgarnął aż 12 nagród Tony (przyznaje je grono 700 ludzi z różnych gałęzi przemysłu rozrywkowego i prasy!), dystansując nawet takich mistrzów jak Stephen Sondheim (scenarzysta musicali Company, Follies, A Little Night Music, autor tekstów piosenek m.in. z West Side Story) czy Andrew Lloyd Webber (kompozytor muzyki Evity, Jesus Christ Superstar i najbardziej kasowych w historii – Kotów i Upiora w operze), to jednak obawy dotyczące treści musicalu i jej akceptacji na naszym rodzimym gruncie, mogły być wielce uzasadnione. Nie wiem, czy dyrektorowi Dariuszowi Miłkowskiemu towarzyszyły rozterki, ale dziś może przyjmować gratulacje – to był strzał w dziesiątkę. Polska prapremiera Producentów w chorzowskiej „Rozrywce” bawi i zapewne bawić będzie długie lata, ponieważ jest to znakomity, z najwyższej muzycznej półki spektakl.

Skąd więc obawy? Brawurowa opowieść o dwóch Żydach hochsztaplerach, którzy chcąc dorobić się majątku postanawiają wyprodukować musical, który nie może się spodobać i zarobić dużą kasę, ale ma ponieść klapę, i to druzgocącą! Odwołując się do najstarszego stereotypu – przebiegłego, zaradnego i niezwykle utalentowanego w dziedzinie zbijania fortuny Żyda – komu, jak komu, ale im ten przewrotny interes powinien się udać. Przepis na „kit” jest prosty: znaleźć najgorszą sztukę, oddać ją w ręce najgorszego reżysera, który dobierze najgorszych twórców: scenografa, choreografa, kompozytora, zatrudnić najgorszych aktorów i klapa gotowa. Mel Brooks zachłannie dorwał się do wszelkich stereotypów, aby upajać się radością łamania jednego po drugim, nie odbierając jednak swoim bohaterom sympatii widzów.

Przez scenę przetaczają się tłumy histerycznych gejów, lesbijek, niezaspokojonych erotycznie staruszek, fanatycznych neofaszystów z Adolfem Elżbietą Hitlerem na czele, znalazło się i miejsce dla długonogiej blondynki. Zwierciadło najbardziej kontrowersyjnych postaci życia obyczajowego, by nie rzec – obyczajówki. A jednak to obraz ani odrażający, ani niesmaczny, a wręcz przeciwnie – wykreowany świat jest urokliwy, a co najważniejsze sympatyczny, ciepły, chwilami sentymentalny. Max Białystok, podupadły producent, w którego postać wcielił się niezrównany Jacenty Jędrusik, bardziej wzbudza współczucie niż potępienie. Stary wyjadacz showbusinessowych zawiłości ciężko „pracuje”, zdobywając środki na realizację spektaklu. Jego młodszy partner Leo Bloom przeistacza się z bezwolnego „gryzipiórka”, pogrążonego w księgach podatkowych w uskrzydlonego radością spełniania swoich marzeń światowego bywalca i lwa salonowego. W tej roli wystąpił gościnnie Paweł Strymiński (aktor Teatru Muzycznego Roma w Warszawie), podbijając publiczność młodzieńczym temperamentem i niezwykłym głosem.
W Producentach wszystko jest możliwe, nawet zdeterminowany chęcią zdobycia fortuny, sławy i miłości Żyd, miast pławić się rozkoszach Rio, dla ratowania przyjaciela da się zamknąć za kratami. A więzienie wcale nie musi być przerażające i straszne, kiedy pojawią się w nim rozrywkowi specjaliści, rozśpiewa się i roztańczy (to się nazywa resocjalizacja!). Rozbrajające staruszki (Stanisława Łopuszańska, Ewa Grysko, Anna Ratajczak, Alona Szostak) wprawdzie chodzić już prawie nie mogą, ale za zabawy z sexem w tle, które wznoszą je w krainę ułudy, dorzucają wciąż nowe „czekunia”. Interes kwitnie, sejf się zapełnia, mecenasów, a właściwie mecenasek sztuki przybywa. Nawet w oryginalnym światku gejowskich twórców, reżysera Rogera de Billa (Jarosław Czarnecki) i jego ekipy początkowa histeria ustępuje miejsca wzorowej organizacji, a spektakl dociera do premiery. Autor najgorszej sztuki czyli Wiosny Hitlera, zatwardziały neofaszysta Franz Liebkind (Adam Szymura) łamie nawet „święte” aktorskie przesądy. Tercecik składający ślubowanie, „Haben Sie gehört das deutsche Band”, już stał się hitem. Słodka blondynka, Szwedka Ulla Swanson (Katarzyna Hołub) nie powala swoim małym intelektem, bo… uwodzi wdziękiem i długimi nogami.

Trudno uwierzyć, że przygotowanie spektaklu trwało zaledwie dwa miesiące, a jednak reżyser Michał Znaniecki, który już po raz trzeci gości w chorzowskim Teatrze Rozrywki (Szwagierki w 2000 r. i nagrodzony Złotą Maską 2007 Jekyll & Hyde) stworzył przedstawienie, które choć trwa ponad trzy godziny, nie nuży ani przez moment. Mimo ognistej satyry twórca nie przekroczył granic dobrego smaku, niczego nie przerysował, nikogo nie zdeptał, ani nie pogrążył. Z pobłażaniem snuje opowieść o sympatycznych dziwakach, których tak na dobrą sprawę wcale wokół nas nie brakuje. Znakomicie dostosował się do takiej wizji artystycznej zespół, z którym współpracowali Piotr Jagielski (choreografia), Luigi Scoglio (scenografia) oraz Ilona Binarsch (kostiumy).

Muzyka Producentów to kolejna niespodzianka Mela Brooksa, który bawi się motywami najsłynniejszych musicali świata. Orkiestra pod dyrekcją Jerzego Jarosika zbiera zasłużone brawa, choć szkoda, że tak mało ją widać. No i na koniec mała wątpliwość. Policjanci w oryginale bawią anglojęzyczną publiczność irlandzkimi cytatami. W Chorzowie zastąpiła je śląska gwara. Czy efekt jest ten sam? Choć publiczność świetnie się bawi (spektakl pracuje na to od pierwszej sceny), po opadnięciu kurtyny trudno oprzeć się pytaniu, czy ta ślonsko godka była konieczna?

Od broadwayowskiej premiery minęło 7 lat. Producenci zagościli już m.in. na scenach w Mediolanie, Atenach, Kopenhadze, Tel Aviwie, Madrycie, Pradze, Sao Paulo, Rio De Janeiro, doczekali się także filmowej adaptacji z Matthew Broderickiem i Umą Thurman w rolach głównych (nie zapominajmy, że od filmu z 1968 roku wszystko się zaczęło), a teraz przyszedł czas na polską prapremierę w Chorzowie. Jakże udaną.



Maria Sztuka
Śląsk 1/10
2 czerwca 2010
Spektakle
Producenci