Okrutnie ludzka historia

Już 2 marca o godz. 17.30 Scena Polska Teatru Cieszyńskiego wystawi premierowo „Opowieści lasku wiedeńskiego", sztukę Ödöna von Horvátha w reżyserii Małgorzaty Siudy. – Niektóre sceniczne zdarzenia dotykają pewnych społecznych czy obyczajowych tabu. Mimo to zdecydowałam o nieocenzurowaniu tego dramatu, ponieważ uważam, że sztuka nie jest po to, aby zakrywać – przyznaje reżyserka.

Z Małgorzatą Siudą, reżyserką spektaklu „Opowieści lasku wiedeńskiego" realizowanego na Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego, rozmawia Małgorzata Bryl-Sikorska.

Małgorzata Bryl-Sikorska: - Reżyserujesz przygnębiającą sztukę...

Małgorzata Siuda: - Raczej życiową, gdzie elementy tragiczne przeplatają się ze śmiesznymi. Wymowa końcowa sztuki jest taka, a nie inna, jednak uważam, że temperaturą bliżej jej do burleski niż psychologicznego dramatu. Wydaje mi się, że przez większość czasu widzowie będą dobrze się bawić.

Dasz widzom nadzieję?

A jest w ogóle jakaś nadzieja?

- Staram się jej szukać w życiu.

(cisza...)

Życie ma dwa pewne punkty: rodzimy się i umieramy. Między tymi dwoma punktami może zdarzyć się wiele. Dobrze jeżeli mamy możliwość wyboru...

Chcesz przez to powiedzieć, że mamy wpływ na to, co się stanie?

- I tu jest ta kwestia nadziei. Chciałabym wierzyć, że mamy na to wpływ, mimo że mechanizmy społeczno-kulturowe są bardzo silne i determinują zachowanie człowieka. Funkcjonowanie w pewnych ramach powoduje, że z jednej strony czujemy się bezpieczniej (dzięki społecznym i kulturowym kodeksom postępowania), ale z drugiej strony jesteśmy przez nie zniewoleni. Takie pojmowanie kultury przedstawił Zygmunt Freud w książce „Kultura jako źródło cierpień". Wydaje mi się, że funkcjonując w jakimkolwiek systemie, warto zachować zdrowy rozsądek, a przede wszystkim serce i empatię w stosunku do drugiego człowieka. W przeciwnym razie można zrobić bardzo dużo krzywdy. Trzeba się zastanawiać, jakie mechanizmy społeczne prowadzą do tego, że jesteśmy w stanie wzajemnie się niszczyć, bo to nie zwierzęcy instynkt zabijania. Zwierzę zabija, bo jest głodne. Tymczasem dopuszczamy do przemocy, wojen i obozów zagłady.

W „Opowieściach lasku wiedeńskiego" jedna z postaci, młody mężczyzna, używa skrajnie rasistowskich i antysemickich sformułowań, a nikt mu się nie sprzeciwia. Dlaczego nie reagują? Przyzwolenie, strach przed publicznym sprzeciwieniem się, zatajane podobne poglądy?

- Często jest tak, że artyści pewne rzeczy widzą wcześniej i to nie dlatego, że są profetami, tylko dlatego, że uważnie patrzą. „Opowieści lasku wiedeńskiego" powstały w 1931 roku, zaś sam Horváth nie dożył wybuchu wojny, zginął tragicznie rok wcześniej zabity upadającą gałęzią podczas wichury. Za życia obserwował postępujący rozpad więzi społecznych, kryzys zaufania i empatii, dzielenie ludzi na „my" i „oni".

Warto pamiętać, że tak zawsze może się stać i nigdy dość przypominania o tym. Niestety, wydaje mi się, że to, co się obecnie dzieje w naszej rzeczywistości społeczno-politycznej, przypomina realia, w których tworzył Horváth. Europa bardzo intensywnie skręca w prawo, ale nie w sposób szlachetnie konserwatywny. Raczej pod tradycyjne wartości podpinają się fanatyczne ruchy, których działania przeczą ideom, które głoszą.
Ödön von Horváth był tej klasy twórcą, że napisanie w 1931 roku czegoś takiego jak „Opowieści lasku wiedeńskiego" nie mogło być przypadkiem. Potwierdza to reakcja ówczesnej wiedeńskiej prasy prawicowej. Spektakl uznano za niezwykły skandal szargający świętości.

Dramat Horvátha porusza również wątek emancypacyjny. Chcesz też opowiedzieć o współczesnej kobiecie?

- Tak i nie. Historia Marianny, głównej bohaterki, rozgrywa się w świecie, w którym kobieta jest obywatelem drugiej kategorii i dlatego jej wybory życiowe wymagają tyle poświęcenia i odwagi. Rozmawiając z kobietami, często mam poczucie, że niektóre z nas zapominają, jak dużym dobrem jest bycie niezależną. Jak ważna dla kobiety jest możliwość samostanowienia o sobie. I jeśli w tym kontekście ktoś mnie zapyta, czy jestem feministką, to odpowiem, że tak. Prawo do samostanowienia i niezależności powinien mieć każdy człowiek bez względu na płeć, kolor skóry, narodowość czy wyznanie.
W tym kontekście przypomina mi się doskonała książka „Uległość" francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Podczas pracy myślałam również o Thomasie Bernhardzie, Michaelu Haneke, przede wszystkim „Białej wstążce" i „Kabarecie" Boba Fosse'a.

Nie zapominajmy jednak, że „Opowieści lasku wiedeńskiego" w warstwie fabularnej to przed wszystkim historia miłości, która z różnych powodów nie może się udać. To opowieść o rozpadzie relacji między ludźmi, którzy zakładają sobie na głowy różne klatki ideologii, stereotypów czy uprzedzeń.

Na scenie stanie dosłowna klatka...

Projektu Jakuba Strączka. Razem z nim i Łukaszem Olejarczykiem, odpowiedzialnym za muzykę, po raz kolejny realizujemy spektakl w Teatrze Cieszyńkim. Tak jak w „Pannie Julii" Strinberga i „Plotce" Vebera poszukujemy pewnego rodzaju teatralności, która nie opiera się na realizmie. Nie odwzorowujemy ówczesnego wiedeńskiego, drobnomieszczańskiego świata.

W dramacie Ödöna von Horvátha jest kilka szokujących scen. Wycięłaś je?

Niektóre sceniczne zdarzenia dotykają pewnych społecznych czy obyczajowych tabu. Mimo to zdecydowałam o nieocenzurowaniu tego dramatu, ponieważ uważam, że sztuka nie jest po to, aby zakrywać. Co prawda, bohaterowie często mówią bardzo pięknie, niemal poetycko, ale wszystko to, co dzieje się pod spodem, poetyckie i piękne nie jest. Mam nadzieję, że to będzie przedstawienie okrutnie ludzkie, a więc piękne, marne, żałosne, śmieszne, wzruszające i tragiczne.

Pięknie nie jest, tymczasem w didaskaliach mamy zapisane dumne marsze i walce, muzykę pełną sielankowości. Powiedz proszę o warstwie muzycznej Twojego przedstawienia.

Jako motyw muzyczny pojawi się muzyka Johanna Straussa syna, w szczególności jego walc „Nad pięknym modrym Dunajem". Ten utwór jest w jakimś sensie symbolem Wiednia, ale również jego fasadowości. Strauss jest słodki jak te wszystkie jelenie na rykowiskach z księżycem w tle, co było popierane przez nazistów jako jedyna słuszna sztuka. Problem pojawił się w momencie, kiedy awangardowi muzycy musieli emigrować, a pewien rodzaj książek był niszczony, bo nie był zgodny z duchem nadciągającej ideologii.

Estetyka muzyczna Straussa jest mi obca, ale wiem, że do dziś ma on wielu wielbicieli. I dobrze.
Jednak wydaje mi się, iż akceptacja szeroko pojętej różnorodności jest potrzebna i przynosi wszystkim więcej korzyści.

Na koniec warto wspomnieć, że w Twoim przedstawieniu na Scenie Polskiej zadebiutuje para nowych aktorów.

W roli Marianny publiczność zobaczy Martynę Dudek, która niedawno ukończyła warszawską Akademię Teatralną i gra w serialu „Korona królów". Natomiast odtwórcą roli Erycha jest Kamil Mularz, świeżo upieczony absolwent wrocławskiej szkoły teatralnej.

___

Małgorzata Siuda - absolwentka Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i Akademii Teatralnej w Warszawie, na Wydziale Reżyserii Dramatu. Reżyserka, kostiumograf i współtwórczyni muzyki i scenografii do przedstawień teatralnych. „Opowieści lasku wiedeńskiego" to czwarte przedstawienie, które reżyseruje na Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego po „Czechow Tołstojowi powiedział żegnam" Miro Gavrana (2009), „Pannie Julii" Augusta Strindberga (2015) i „Plotce" Francisa Vebera (2017).



Małgorzata Bryl-Sikorska
Blog Teatr to my
22 lutego 2019