Ostatni parówkowi skrytożercy

Spektakl przeprowadza widza przez proces powstawania kultowego filmu "Miś" Stanisława Barei, w tym eksponuje zmagania towarzyszące autorom, by przepchnąć film przez cenzurę panującą w PRL-u w latach 80.

Wita nas uboga scenografia, bo przeważają na scenie skrzynie i proste konstrukcje ze sklejki, lecz konwencja ta okazuje się bardzo pomysłowa w użyciu i w stu procentach wykorzystuje oszczędność środków na swoją korzyść. Wielofunkcyjność dominującego elementu wyposażenia sceny-duża skrzynia-służy jako garderoba, pokój, plener oraz zatłoczona komunikacja miejska. Rzecz także ujmująca w swojej prostocie to przebranie Artura Hauke, grającego Stanisława Tyma, bo sprowadza się do opaski o wielkich krzaczastych brwiach.

"Miś. Początek", jak mówi reżyserka Julia Mark, jest pretekstem, by zwrócić uwagę na to jak polityka (nadal) wpływa na uprawianie sztuki. W spektaklu wybrzmiewa obraz w jaki sposób władza naciska na twórców, pęta im ręce i próbuje uciszyć wolnych ludzi. Obserwujemy ruch oporu przeciw cenzurze oraz sposoby radzenia sobie z nią, gdzie sceny zagrożone "pańskim okiem" mają podwójny przekaz, by pod nieszkodliwą powierzchnią, demaskować brzydką prawdę o realiach społeczeństwa. Produkcja teatralna angażuje widza jako świadek, a nawet uczestnik, wydarzeń autentycznych. Nie brakuje rekreacji i nawiązań do ikonicznych cytatów lub momentów filmu; uczestniczymy w prześmiewczym Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu, jesteśmy też świadkami spotkania kolaudacyjnego, gdzie rząd krytyków z postacią wiceministra (w którego wciela się Krzysztof Bartoszewicz) na czele prezentują zastrzeżenia do "Misia", co nadaje szerszego kontekstu w odbiorze oryginału.

Spektakl demaskuje niesłychane realia Polski Ludowej, gdzie fragmenty taśmy, które zostają wycięte z materiału pod wpływem cenzury, są przerabiane na grzebienie! Na elbląskiej scenie dygresje dotyczące kulisów produkcji poznajemy w rytm hitów radiowych np. Utwór "Stayin Alive" od Bee Gees, który w nowej wersji brzmi: "38 poprawek do scenariusza". Na unowocześnieniu zyskuje w mojej ocenie także dobrze znana scena paszportowa, odegrana dobitnie przez Patrycję Bukowczan, debiutującej w elbląskim teatrze.

Spektakl porusza też bardzo ważny, lecz często pomniejszany lub spychany na dalszy plan, temat praw kobiet. Od początku pojawienia się na scenie postaci Patrycji Bukowczan – charakteryzatorki, garderobianki, płynnej między konwencjami postaci żeńskiej - słyszymy uwagi o tym, jak powierzchownie traktowane są kobiety w literaturze. W kontekście męskim nie mają one swojej osobowości, są ograniczone wyłącznie do czasownika, czynności, brak im praw i ducha. Z początku odniosłam wrażenie, że mimo to temat ten w sztuce Mark i Murek jest jedynie "odbębniony", brzydko mówiąc. Natomiast wraz z posunięciem akcji z ulgą przyznaję się do błędu, bo dochodzi do głośnego protestu ze strony postaci żeńskich, czyli Bukowczan i Adamiak (która odgrywa sekretarkę firmową, postronnie notując wszystkie wydarzenia na scenie). Stają one w swojej obronie, kiedy spotykają się z wykorzystaniem i drwiną. Podsumowaniem kondycji kobiet w literaturze jest twierdzenie, że "kobiety są ujęte w sposób, w którym tylko próbują sobie jakoś radzić w świecie stworzonym przez mężczyzn". Czuję, że spektakl przywraca w pewien sposób sprawiedliwość reprezentowanym kobietom.

Dramaturgię buduje ruch panujący na scenie, aktorzy poruszają się tanecznym krokiem krakowiaka, żonglują wcieleniami (tutaj Dominik Bloch, który gra reżysera, a jednocześnie wciela się w krytyków zasiadających na kolaudacji), droczą się z publiką, kiedy improwizują zamęt o ostatnią paróweczkę hrabiego Berry Kenta, burząc przy tym, po raz kolejny, czwartą ścianę. (Parówkowymi skrytożercami okazała się publiczność Sewruka!).

Scenariusz niezwykle złożony, bo przeskoki między fikcją, a rzeczywistością są tak częste, że wydarzenia nakładają się na siebie. Sztuka wykorzystuje rozwiązania multimedialne; projekcje wideo prezentowane sekwencyjnie przenoszą nas w wydarzeniach i nadają kontekstów, sprawdzają się również jako element dodający dynamiki. Aranżacja świetlna, za którą również odpowiada reżyserka i aranż utworów w wykonaniu Bartosza Krzywdy uwspółcześniają historię. Operacja świateł w momentach kulminacyjnych wymaga uznania. Techniczne aspekty przedstawienia szeroko wzbogacają odbiór sztuki.

Mistrzostwo kreacji scenicznych prezentowanych u Sewruka polega na ich absurdzie dramatycznym, lecz po głębszej refleksji okazuje się, że pokryte ciętym humorem karykatury, wcale nie odbiegają daleko od pierwowzorów.

To słodko gorzkie ujęcie rzeczywistości serwowane nam przez autorkę, reżyserkę oraz zespół artystyczny, uważam za potrzebne. Spektakl mogę określić jako innowacyjny w swojej formie i realizacji, dedykowany dla widzów świadomych historii i wydarzeń także teraźniejszych, bo jest obfity w konteksty.

Cieszę się, że ten spektakl powstał, bo mimo iż mówi o produkcji sprzed 40 lat, to dochodzę do wniosku, że jego temat jest ponadczasowy.



Maja Nlogjeja
Dziennik Teatralny Elbląg
13 kwietnia 2024
Spektakle
Miś. Początek