Ostatnia prawdziwa Dama podlaskiego teatru

Anna Polony zawsze zwracała na siebie uwagę. Figlarna gawędziara o interesującej urodzie podbiła serca teatralnych widzów. Dzisiejszy teatr, tak mówi, nie jest już tym samym. Polony to nie odpowiada. Aktorka coraz częściej współpracuje więc z radiem, bo tam najbardziej liczy się słowo.

Czy czegoś w życiu żałuję? Anna Polony, zanim odpowie, wpatruje się przez chwilę w filiżanką herbaty. A potem stanowczo stwierdza: - Pewnie tak. Ale nie zastanawiam się nad tym. Zagrałam w życiu tyle wspaniałych ról, przeżyłam tyle cudownych chwil, że byłoby niesprawiedliwe wobec losu narzekać na niespełnione marzenia.

Muza teatru

To jedna z nielicznych prawdziwych Dam polskiego teatru. Takich przed duże "D". Z desek Starego Teatru w Krakowie nie schodzi od lat 50. Zagrała m.in. Rachelę w "Weselu", Ofelię w "Hamlecie" i Muzę w "Wyzwoleniu". Budowała legendarne kreacje. Przez lata współpracowała z Konradem Swinarskim. Była jego aktorką, powierniczką, przyjaciółką. Muzą.

Teraz w teatrze już nie gra dużo. W jednej zaledwie sztuce, w "Chłopcach" Grochowiaka (w reżyserii Adama Nalepy). Ale mimo wielkiego zainteresowania publiczności i świetnej obsady (w przedstawieniu gra Polony, ale też Leszek Piskorz, Jerzy Trela, Dorota Segda i Anna Dymna) sztuka nie jest już często wystawiana w Starym Teatrze. Polony ma na ten temat swoje zdanie. Ale dokładnie waży każde słowo. - Obecna forma teatru nie jest już dla mnie magnesem. Coraz mniej liczy się słowo, a coraz bardziej cała ta nowoczesna otoczka - argumentuje.

- Zmieniła się publiczność? - pytam.

- Nie. Mam wrażenie, że publiczność, szczególnie ta starsza, do której ja się zwracam, jest taka sama. Zmieniły się inne rzeczy - ucina temat.

- Może powinna Pani więcej podróżować i grywać w bardziej tradycyjnych teatrach, gościnnie? - drążę. - Czasem podróżuję. W zeszłym roku grałam gościnnie w Katowicach, tam obchodziłam pięćdziesięciolecie swojej twórczości, o co zresztą mieli do mnie pretensje moi krakowscy przyjaciele. Ale niestety, wyjazdy i pobyty w innych miastach są dla mnie uciążliwe. Głównie ze względu na moją dietę i domatorską psychikę. Denerwuję się i nudzę przeraźliwie w obcych miejscach. Mam już słabe oczy, więc nie mogę nawet czytać tyle, ile dawniej. Starość jest obrzydliwa, mówię pani - podkreśla Polony.

Miłośniczka radia

Teatr to już nie to samo. Za to o radiu Polony może opowiadać bez końca. To ostatnio jej pasja, radość.

Niedawno dla Polskiego Radia czytała monolog Wiery Gran, na podstawie książki Agaty Tuszyńskiej. Dla Radia Kraków nagrała natomiast całe "Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza. - Ta forma bardzo mi odpowiada, nie tylko dlatego, że nie trzeba uczyć się tekstu na pamięć, ale przede wszystkim dlatego, że w radio, dla odmiany, słowo ma znaczenie największe. Tam mogę skupić się na interpretacji tekstu, na podaniu słowa w sposób precyzyjny i barwny. To sprawia mi wielką przyjemność - tłumaczy Polony.

W ostatnich latach widzieliśmy ją też w kilku serialach (m.in. "Julii", "Magdzie M." i "Hotelu 52"). Choć sama z rozbrajającą szczerością przyznaje, że po prostu potrzebowała pieniędzy na urządzenie mieszkania.

Ostra wykładowczyni

Kapryśna, zazdrosna, bardzo impulsywna. O tym niełatwym charakterze Polony krążą legendy w krakowskiej PWST, gdzie aktorka przez lata wykładała (a nawet była prorektorem szkoły). Głównie, trzeba to przyznać, podsycane przez nią samą.

- Jestem osobą bardzo niecierpliwą. Studenci się mnie bali. Łatwo popadałam w irytację i gniew, który objawiał się głównie krzykiem - streszcza Polony.

Ale i tak uczniowie przecież ją uwielbiali. - Tak naprawdę wiedzieli, że jeśli krzyczę, to przecież dlatego, żeby byli wspaniali. Chciałam wyzwolić w nich wszystkie odcienie talentu - opowiada.

Polony nie ukrywa, że jest dość wybuchowa. - Choć czasem mam dni, że wszystko spływa po mnie jak po kaczce. Jestem, powiedziałabym, typem ambiwalentnym - opisuje swoją osobowość.

Ten impulsywny, nieco neurotyczny charakter Polony odziedziczyła po dziadku, który był Węgrem. Polony uwielbia Madziarów, choć nigdy nie nauczyła się ich trudnego języka. - Nawet nie wiem, czy mój ojciec, pół-Węgier, go znał. Bo ojca nigdy nie poznałam; można powiedzieć - minęliśmy się, bo zmarł zanim się urodziłam. Ale na pewno po tej linii odziedziczyłam temperament. Mama była spokojniejsza i bardziej wyrozumiała, potrafiła się powstrzymać od gwałtownych reakcji. Ja nie umiem, podobnie jak ponoć nie umiał mój ojciec. Jego straszliwe wybuchy złości były w rodzinie słynne - opowiada szczerze Anna Polony. Zagrała nawet w kilku węgierskich filmach: "Napló gyermekeimnek", "Napló szerelmeimnek" i "Napló apámnak, anyámnak".

- Przy okazji każdego z nich spędziłam po kilka dni w Budapeszcie. Kiedyś potrafiłam nawet liczyć do dziesięciu, choć myliło mi się hat (6) z hét (7), bo podobnie brzmiały. Dziś już umiem powiedzieć tylko "jó napot kívánok" (dzień dobry) i viszontlátásra (do widzenia) - wylicza.

Nagroda

Już dzisiaj Anna Polony będzie musiała przezwyciężyć swoją niechęć do podróżowania. W Sopocie, podczas Festiwalu Polskiego Radia i Telewizji, otrzyma nagrodę za całokształt twórczości. - A wie pani, co oznacza nagroda za całokształt twórczości? Memento mori - uśmiecha się figlarnie. Ale przecież znów nas kokietuje. Ta 74-letnia Dama na pewno nieraz nas jeszcze oczaruje.

POLONY

P jak PWST. Polony była prorektorem tej uczelni, również tam wykładała. Słynęła z tego, że krzyczy na swoich studentów. Ale tak naprawdę robiła to z miłości do nich. Być może dlatego, że sama nie miała dzieci, tak bardzo angażowała się w wychowanie swoich studentów.

O jak ojczyzna. Polony całe życie związana jest z Krakowem, to miasto jest jej małą ojczyzną. Między innymi dlatego, że nie chciała wyprowadzić się do Warszawy, zakończyło się jej małżeństwo z aktorem Markiem Walczewskim. - To był dobry wybór - dziś kwituje krótko.

L jak lata. Polony pomimo swoich 74 wiosen wciąż wygląda elegancko. Na spotkanie przychodzi ubrana w fiolety, usta pomalowane ma mocną szminką. Jest wciąż błyskotliwa, z ciętą ripostą. Nieco pyskata. Mimo tego uważa, że starość jest wyjątkowo obrzydliwa.

O jak ojciec. Polony nigdy go nie poznała, bo zmarł przed jej urodzeniem. Mimo tego aktorka jest przekonana, że to po nim odziedziczyła swój wybuchowy charakter. Ojciec Polony był bowiem pół-Węgrem. Polony więc zakochana jest w kraju Madziarów, uczyła się nawet ich języka.

N jak neurotyczka. Polony sama przyznaje, że ma ostry charakter. Łatwo się irytuje, wpada w złość, jeszcze łatwiej - nudzi. Dodatkowo w wywiadach wskazuje, że jest zazdrosna (choć z wiekiem nieco jej to przechodzi), złośliwa, pazerna i gadatliwa. To ostatnie akurat się zgadza.

Y jak odgłos, który wydała, kiedy wprowadziła się do nowego mieszkania na obrzeżach miasta. Dzięki rolom w serialach mogła pozwolić sobie na kupno i urządzenie pięknego, odpowiednio dużego wnętrza. No i wróciła do centrum miasta, gdzie czuje się najlepiej.



Maria Mazurek
Polska Gazeta Krakowska
5 czerwca 2013
Portrety
Anna Polony