Ostatnia rozgrywka

Już czas - to będzie ostatnie rozdanie. Zgrana talia kart, na jej odwrocie wytarty emblemat władzy. Rozgrywka potrwa dokładnie godzinę i czterdzieści minut. Muszą walczyć - niech walczą, pytanie tylko po co? Przecież nie można wygrać wojny kartami do tarota...

11 listopada w Święto Niepodległości uczestnicy Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje" mieli okazję zobaczyć aż dwa z pięciu spektakli konkursowych: po południu Fausta (Teatr Polski z Bydgoszczy) Michała Borczucha, który po raz pierwszy walczy o Laur Konrada, a wieczorem autorski spektakl Pawła Miśkiewicza - Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna? (Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie). Pod tajemniczo brzmiącym tytułem tego drugiego ukrywa się kompilacja dramatu szekspirowskiego z teatrem absurdu. Miśkiewicz czyta Króla Leara przez Becketta, co z jednej strony może być ciekawym tropem interpretacyjnym, z drugiej przekleństwem tego spektaklu.

Oczekiwanie Leara (Jerzy Trela) na ostatnią rozgrywkę z życiem staje się osią fabularnego schematu, w ramach którego w świecie przedstawionym niewiele się dzieje. Opowieść o starości i bezradności osadzono w nieokreślonej przestrzeni: bokiem sceny biegną tory, na ich końcu stoi matalowa klatka z krzesłami. Równolegle do torów ciągnie się pas wysypany białymi kamieniami. Naprzeciw widowni, prawie pod ścianą stoi rząd krzeseł. Scena przypomina dworcową poczekalnie. Gdy widzowie zajmują miejsca na widowni, bohaterowie wpatrują się w drzwi i stamtąd wyczekują Leara. Edmund (Michał Wanio) leje szampana do plastikowych kieliszków, błaznuje pompatycznie przemawiając po angielsku. Wszystko jest na pokaz, bo przecież zaraz nadejdzie król. Ten przybywa jednak z zupełnie innej strony, ciągnąc za sobą znacznik do wyznaczania linii z białym proszkiem. Kreśli na podłodze klepsydrę – jego czas powoli mija. Pora podzielić królestwo i zaakceptować życie na królewskiej emeryturze. Problem w tym, że Lear nie może pogodzić się ze swoją starością – jest komediantem, ale gdy Błazen (Grzegorz Mielczarek) wręcza mu błazańską czapkę, z obrzydzeniem wiesza ją na oparciu krzesła.

Jerzy Trela daje popis aktorstwa starej krakowskiej szkoły – wykorzystując lata doświadczenia i warsztat sugestywnie oddaje osobisty dramat bohatera: bezradność, złość, zrezygnowanie, lęk przed śmiercią. Nie będę orginalna – aktorska kreacja Treli to największy atut przeciętnego spektalu Pawła Miśkiewicza. Pomimo że reżyser zadaje fundamentalne pytania dotyczace ludzkiej egzystencji, spektakl nuży. Koncept, który w reżyserskiej wizji wydaje się starannie przemyślany czy odkrywczy, po przełożeniu na język sceniczny traci swoje walory. Król Lear uzupełniony Hamletem (w jednej z ostatnich scen bohater recytuje monolog obłąkanej Ofelii), fragmentami z Becketta (Błazen wygłasza kwestię z Czekając na Godota) jest gęsty od znaczeń i metafor, które w inscenizacji nakładając się na siebie, giną gdzieś w chaosie zbędnych elementów. Ilość sensów przytłacza, a wybór beckettowskiej estetyki wystawienia sprawia, że spektakl wydaje się być trochę przegadany i niemal zupełnie pozbawiony tempa. Poza tym skupienie na postaci Leara, spłyca wątki pozostałych postaci (przede wszystkim dramat Gloucestera, istotę relacji Edgar-Edmund i przemianę tego pierwszego w Biednego Tomka), których równie dobrze mogło by nie być, bo bez znajomości tekstu Szekspira ich motywacje są nie do końca jasne.

Podobnie jak funkcja niektórych elemetów scenograficznych, które na scenie są przedmiotami jednorazowego użytku. Niefunkcjonalna metalowa klatka z krzesłami to kompletne nieporozumienie – Trela-Lear przepycha ją z jednego końca toru na drugi i tam ją zostawia. Wielka dmuchana zjeżdżalnia zupełnie niepasująca do stylistyki całego spektaklu pojawia się tylko po to, by zjechał po niej Błazen.

Bohaterowie Miśkiewicza czekają – w pierwszej scenie poddani na króla, sam Lear właściwie tylko na śmierć. Atmosfera oczekiwania udziela się wszystkim. Nawet widzom zgromadzonym w sali koncertowej Centrum Kultury Katowice. Zmęczeni głębią przekazu, statycznością oglądanych scen i niedomowówieniami też czekali. Na oklaski kończące wieczorne przedstawienie.

 



Magdalena Tarnowska, stażystka, l: mata, h: AUW545332
Dziennik Teatralny Katowice
17 listopada 2015