Ostrożnie na "Lodzie"

Na deskach... Teatru Narodowego- wizja twórców, stanowiąca rzekomo wyraz tęsknoty za rajem utraconym, nie trafia niestety do przekonania, choćby przez zawitość i pokrętność wywodów.


Oczekując na rozpoczęcie spektaklu, ostatniej premiery w Teatrze Narodowym, w programie znalazłam słowa reżysera, Konstantina Bogołomowa, stanowiące jego artystyczne credo: "Dla mnie idealne przedstawienie nie łączy widzów, ale ich dzieli - wywołuje dyskusję, ból, a nawet agresję. To przedstawienie, po którym nie można zasnąć".

Zaintrygowana czekałam więc na coś, co podrażni moją świadomość, sprowokuje do dyskusji. Niestety, żadnego z tych doznań nie doświadczyłam. Nie pierwszy raz intencje twórcy rozminęły się z realizacją. W czasie spektaklu obserwowałam na widowni irytację lub znużenie. Po przedstawieniu natomiast chciałam jak najszybciej zasnąć, by zapomnieć obsceniczne gesty i wulgarne słowa, które przez pierwszą godzinę padały ze sceny.

Może jestem prowincjuszką, myślałam, a taki język jest po prostu "trendy", skoro zarówno autor Władimir Sorokin, jak i reżyser Bogomołow okrzyknięci zostali najwybitniejszymi artystami współczesnej Rosji. Odetchnęłam więc z ulgą, gdy po godzinie pojawił się na dużym ekranie napis "Nowy Testament". Zrozumiałam, że ten świat, zohydzony przez szukających wyuzdanego seksu bohaterów, odejdzie w przeszłość. Zwyciężą dobro, piękno, miłość. Niestety, ta wizja, wyrażająca tęsknotę za rajem utraconym, nie trafiła mi do przekonania choćby ze względu na zawiłość wywodów. Otóż pojawili się "Bracia Serca", nadistoty uwięzione w ludzkim ciele, którzy przeciwstawili się martwym ludziom, zwanym przez twórców "maszynami z mięsa". Ci "nadludzie", nomen omen, mieli blond włosy, błękitne oczy i posługując się mową serca, zabijali równie bezwzględnie jak znani nam oprawcy, też w imię szczytnych idei. Szybko powzięłam więc przekonanie, że mam do czynienia z kolejnymi fałszywymi prorokami. Szkoda, że nie poprzestałam na lekturze programu, gdzie autor wyjaśniał, że,,Lód to reakcja na rozczarowanie współczesnym intelektuali-zmem. Ludzie stają się pionkami ideologii. Odczuwamy tęsknotę za naturalnością. Mało kto umie dziś mówić sercem".

Podobno Sorokin szydzi z historii europejskich totalitary zmów. Ze spektaklu tego bym się nie domyśliła. Bardzo cenię Teatr Narodowy i niemal nie zdarza mi się, bym wyszła z niego zdezorientowana. Myślę, że ta pozycja repertuarowa jest ukłonem w stronę tak zwanej "ponowoczesności", opacznie pojętym obowiązkiem prezentacji głośnych nowinek. Aktorzy robią, co mogą. Nawet urzekająca Stenka nie wystarcza.



Hanna Karolak
Gość Niedzielny
28 lutego 2014
Spektakle
Lód