Pamięć bez kresu

Spektakl Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego to zamknięcie ich tryptyku w Teatrze Żydowskim, na który składają się "Dybuk" i "Malowany ptak". Twórcy raz jeszcze sięgają do zasobów pamięci Holokaustu, aby posłużywszy się mroczną figurą Golema, dotknąć niezabliźnionych ran. Niezwykłe przedstawienie, pozbawione akcji w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, a nawet następstwa scen. Sytuacja przypomina nowoczesne muzea wirtualne, w których rzeczywistość jest płynna i niedookreślona.

Rozmaite są to zdarzenia i zderzenia, częściowo utrwalone na taśmie wideo - np. test, coś w rodzaju rozmowy kwalifikacyjnej. Można też obserwować osobliwy spacer "po Nowym Jorku", w który wciąga publiczność Michał Czachor, traktujący widzów jak rdzennych mieszkańców tej metropolii. Podczas spaceru dochodzi do wchodzenia pod... prysznic, którego nie ma, i trwa lekcja poglądowa anatomii, którą przechodzi jakiś Golem płci żeńskiej (Małgorzata Gorol). Jest tu wariacki monolog awanturnika (Henryk Rajfer) toczącego sporze światem na granicy wulgarności, rozpusty i zagubienia. Jest staruszka zachowująca się jak dzierlatka (Wanda Siemaszko) i szalona tancerka, rzucająca się pod nogi widzów (Kaya Kołodziejczyk). Prawdziwe historie i skondensowana sztuczność. Prawda i konwencja. Przestrzeń ATM aż kipi od niespodzianek, zaskakuje, wciąga w seans pamięci i zgrozy, niedopowiedzianych wyrzutów i całkiem jasnych przestróg.

Wielką siłę przyciągania ma scena z udziałem Gołdy Tencer, śpiewającej kołysankę i adresującej wyrzuty do wnuczka (Jerzy Walczak). Tencer stwarza hipnotyczną aurę, podporządkowuje sobie widzów rozproszonych w hali ATM, którzy nagle skupiają się wokół niej, gdy wjeżdża na wielkim elektrycznym wózku inwalidzkim i krąży po sali, pociągając za sobą pozostałych. Jest to przyciąganie rozpaczy - Gołda Tencer wyraża całą sobą esencję tragizmu, jest wstrząsającym ucieleśnieniem bólu nagromadzonego przez wieki, jej obecność porusza widzów do głębi.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
15 grudnia 2017
Spektakle
Golem