Pan Paweł i mgła

W prologu ostatniego Salonu Poezji Józef Opalski, a także Lidia Bogaczówna - pomysłodawczyni tej niedzielnej godziny - naszkicowali ciekawe drzewko genealogiczne.

Ze splotu gałązek wynika, iż Karol Hubert Rostworowski, jak podtytuł Salonu głosił - "poeta zapomniany" - był z domu takiego a takiego, czyli takiego, że któraś z ciotek familii jego mogła być, choć pewności nie ma, matką chrzestną, proszę ja was, tak jest, matką chrzestną autora "W poszukiwaniu straconego czasu"! Nie czas i miejsce, by w detale wchodzić, niech wystarczy, że z pajęczyny wspomnień pana Józefa oraz pani Lidii wynika nie wprost, lecz wynika jednak, że pani Lidia to jest prapraprasiostrzenica chrzestna Marcelego Prousta! A jeśli nawet prawda jest taka, że nie jest, to przecie - mogłaby być... Nie?

Cóż począć - czynię, co mogę, by ostatni Salon ocalić "biografiołkami". Niestety, nawet gdyby pani Bogaczówna zwała się Proust - nic by to nie pomogło. Pan Karol Hubert Rostworowski pisał wiersze nawet dla swej późnej, dalekiej krewnej Lidii - kłopotliwie słabe. Tak słabe, że w finale Salonu pani Lidia po autorytet samego Jana Pawła II sięgnęła, wysoce pochlebną opinię tegoż o praprapraprzodku swym cytując.

Wzruszające: nietykalny zupełny amator liryczny - Karol Wojtyła - ustami pani Lidii uwznioślił oto, już jako papież Jan Paweł II, bełkotliwą liryczność pana Karola Huberta, który w pisaniu swym postawił na przaśną szlachetność ducha, bo na nic innego, zwłaszcza na pióro własne, postawić nie mógł. Ergo - słuchaliśmy Bogaczównej, Barbary Szałapak, Andrzeja Popiela i Maurycego Popiela, a także Pawła Sanakiewicza, jak przez godzinę próbowali panicznie ocalić wierszowany mozół Rostworowskiego. Panicznie, lecz nie bez sensu. Mam na myśli Sanakiewicza.

Otóż, po tysiącu wojen ze światem, z bliskimi i sobą, wojen z reguły przegranych, acz nie śmiertelnych, Sanakiewicz znalazł się w punkcie, gdzie aktorstwo jego - rzadko spotykany fach publicznego uziemiania sobą pretensjonalnych mgieł scenicznych - winno przestać być sztuką niszową.

Sanakiewicz tak świetnie uczłowieczył papierowe rymowanki Rostworowskiego, że dobrze by było, gdyby co innego uczłowieczał w miejscach bardziej oficjalnych.

Czekam na to.



Paweł Głowacki
Dziennik Polski online
9 kwietnia 2013