Panie, Panowie! Powitajmy mistrza intrygi!

Mało kto mógłby spodziewać się, że na deskach Kieleckiego Teatru, tuż przed zakończeniem sezonu pojawi się Wojciech Bogusławski. Zwłaszcza za sprawą sztuki tak złożonej i głęboko czerpiącej z historii polskiego teatru jak „Szalbierz" György'ego Spiró. Najwyraźniej Michał Kotański- nowy dyrektor Teatru Żeromskiego postanowił wprowadzić na kielecką scenę nieco innowacji- i bardzo dobrze!

Lata 20. XIX wieku, wraz z tajemniczym gościem pojawiamy się w podupadającym kieleckim teatrze (oryginalnie wileńskim). Zastajemy tam jedynie dwójkę dozorców naprawiających kiwający się fotel. Ratować teatr miała premiera „Świętoszka", z uczestnictwem w roli Tartuffe'a samego Bogusławskiego, ale ten nie przyjechał- jak można się było domyślić. Co jednak by się stało, gdyby przybyszem okazał się ten właśnie wywrotowiec i reformator? Spotkanie zalęknionego i bezgranicznie podporządkowanego władzom dyrektora teatru i legendy polskiego teatru nie będzie łatwe. W głowie Bogusławskiego zadomowiła się już jednak intryga, którą za pomocą aluzji, lawirując między literą prawa i cenzurą, ma zamiar zrealizować...

Dramat György'ego Spiró to dzieło niezwykle przemyślane. Pozwala spojrzeć na ówczesne realia okiem zdystansowanego obserwatora. Autor demitologizuje polską historię i jej bohaterów (co w czasach PRL nie spodobało się władzy) za pomocą satyry- to właśnie najlepszy sposób, by nie popaść w historyczny patos.

Satyrę tę realizuje na scenie zespół aktorski z Pawłem Sanakiewiczem na czele. I robi to- trzeba przyznać- w sposób nieprzeciętny. Nieobecny na kieleckiej scenie od czasu „Kotki na gorącym blaszanym dachu" Sanakiewicz tworzy postać ironiczną, enigmatyczną, a przede wszystkim charyzmatyczną- jeśli właśnie taki był Bogusławski, łatwo domyślić się skąd wzięła się jego legenda. Postaci w spektaklu są wyraziste, wiarygodne, charakterystyczne- niewątpliwy wpływ na to mają również kostiumy Zofii de Ines. Każda z nich wydaje się mieć swoje miejsce i zadanie w spektaklu- widać to zwłaszcza na przykładnie Joanny Kasperek, choć można by tu wymienić prawie całą obsadę spektaklu.

Źródła tego faktu dopatrywać się można w zrozumieniu: Bogusławskiego przez Spiró, Spiró przez Pawła Aignera, aż w końcu reżysera z aktorami. Tak jak sam Bogusławski mówił ustami Pawła Sanakiewicza w spektaklu- najważniejsza jest prawda i szczerość przekazu.

Wystawienie takiej sztuki przed kielecką publicznością mogło budzić pewne obawy, parafrazując jednego z bohaterów- tu nie Warszawa. Paweł Aigner nie zrobił jednak ciężkiej, wydumanej sztuki dla tych wybrańców, którzy biografię zarówno Bogusławskiego jak i Spiró znają na wyrywki. Dramat węgierskiego autora to wyimaginowana sytuacja podparta historycznym tłem- reżyser zręcznie wplótł ją w kielecką rzeczywistość. Widzowie zobaczyli świetną intrygę uchylającą jednocześnie karty historii polskiego teatru.

„Szalbierz" wydaje się być sztuką niezwykle aktualną. Wybór tego dramatu właśnie teraz zarówno przez Pawła Aigera, jak i dyrektora artystycznego Teatru nie wydaje się być przypadkowy. Jak sam reżyser mówi „Okazuje się, że Molier miał dokładnie ten sam kłopot, co Bogusławski, i co my w latach osiemdziesiątych, a który pewnie będzie aktualny za jakiś czas we współczesności". Jednak jak widzimy w spektaklu ani wpływy, ani cenzura nie stanowią dla teatru problemu- istnieje aluzja. A za jej ojca w polskim teatrze uznawany jest właśnie Bogusławski.

Podczas spektaklu publiczność reagowała śmiechem, niekiedy nawet spontanicznymi oklaskami, na koniec twórcy otrzymali gromkie brawa. Mało kto jednak powstał z miejsc. Ja z czystym sumieniem jestem w stanie przyznać, że to najlepszy spektakl jaki dane mi było zobaczyć w Kieleckim Teatrze.



Iga Januchta
Dziennik Teatralny Kielce
13 czerwca 2016
Spektakle
Szalbierz
Portrety
Paweł Aigner