Parawaniarski dworek

W krótkim czasie, niemal w odstępie miesiąca, zobaczyć można było trzy premiery Centrum Kultury w Gdyni, z czego dwie w reżyserii Tomasza Podsiadłego. W sierpniu na Scenie Letniej odbyły się premierowe "Śpiewająca lokomotywa" i "O co biega?", w ostatni piątek przedstawiono adaptację dramatu Witkacego "W małym dworku".

Dwa ostatnie tytuły wpisały sie w dossier Tomasza Podsiadłego. I tak jak sierpniowy spektakl ilustrował znane widzom skłonności reżysera do komedii, tak dzieło S. I. Witkiewicza raziło skrótem, banałem i zadęciem - najogólniej komedianckim.

Głównym składnikiem scenografii, wyróżniającym sztuki Tomasza Podsiadłego, są parawany lub drzwi. Niemal w każdym spektaklu stanowią o rozwoju akcji i deformacji. Cóż, parawany najczęściej akcję spowalniają i tuszują brak pomysłu inscenizacyjnego. Tak było również przy okazji Witkacego. Drażnił mnie przede wszystkim sposób zagospodarowania tych parawanów, ustawianych długo przez dwie aktorki. Największy zarzut jednak dotyczy podejścia do materii tekstu, potraktowanego niemal jak szkolny bryk, służący raczej temu, aby młodzież nie wracała już do tekstu, niż zaintrygowana konceptem artysty wybitnego, podążała jego literackimi konotacjami. Reżyser próbował zmierzyć się z treścią dramatu, nadto klarowną jak na Witkacego, nieudolnie próbując również podywagować nad formą. Wyszedł z tego teatrzyk, nie fiksaksja konwencji, jakie wziął na warsztat Witkiewicz. Zabrakło tajemniczości, wydobywającej walory tekstu, widz po prostu czekał na finał, wszystko było zbyt oczywiste i przewidywalne.

Zespół aktorów Tomasza Podsiadlego po raz kolejny wykazał się sprawnością ruchową. Taneczne sceny zbiorowe były pomysłowe i dynamiczne. Aktorskie umiejętności nie zawsze jednak równoważyły zapał. Moją uwagę przyciągnęło troje aktorów. Marta Stanke jako Amelka Nibekówna (pomyslowa mimicznie, aktywna) oraz Marcin Ziurkowski w roli Ignacego Kozdronia, świadomie używający głosu do podkreślania rodzajowości danej sceny. Małgorzata Choroszewska, wcielająca się w postać zmarłej Anastazji Nibek, grała nierówno, choć najbardziej dojrzale. Na pochwałę zasługuje pewnego rodzaju prowokacja, jaką zastosował reżyser, angażując do przedspektaklowej obecności w przestrzeni przed Centrum Kultury wiele osób ubranych w białe kitle.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
29 września 2015
Spektakle
W małym dworku