Perfekcyjny "Artifact" bez emocji
W kuluarach wciąż mówi się o rewelacyjnym popisie supergwiazdy Sylvie Guillem i emocjach, jakich dostarczył Bejart Ballet Lausanne. Perfekcyjny zespół pielęgnuje tradycje mistrza i rewelacyjnie je przekazuje. "Dionysos" (suite) zamykający wieczór był kwintesencją stylów, nastrojów - wszystkich smaków bejartowskiego baletu (wpisanych tu w grecką muzykę). Wrażenia widowni podsumowała owacja na stojącoKolejny gość, Royal Ballet of Flanders, nie rozgrzał tak widowni układami Williama Forsythe\'a. "Artifact", czteroczęściowe widowisko do muzyki Evy Crossman-Hecht, J. S. Bacha, Nathana Millsteina, kolażu brzmień przygotowanego przez choreografa - mocnych, punktujących dźwięków fortepianu i skrzypiec, okazał się kompozycją gestów.
Zbiór akcentów, a wręcz graficzne formy, w jakich prezentowane jest ciało tancerzy, sprawia, że ma się wrażenie śledzenia starannie zaprogramowanych mechanizmów. Tę surowość obrazowania Forsythe przeplótł tańcem wymagającym mistrzowskieg przygotowania klasycznego, a Królewski Balet Flandrii okazał się zespołem wysokiej klasy.
"Artifact" jest rodzajem dyskursu, w którym mężczyzna z megafonem i kobieta w kostiumie z francuskiego dworskim urywanymi zwrotami dają sygnał by "wchodzić do wewnątrz zewnętrzności", pamiętać, zapominać, widzieć... Choreografia w latach 80. szokowała, a spektakl zapisał się w historii baletu.
Świetni tancerze (prawie 60-osobowy zespół), artystyczny fakt, którego trudno nie docenić, to istotne atuty, tyle że emocji i tego "czegoś", co zostaje pod powiekami, szukać tam trudno.
Renata Sas
Express Ilustrowany
24 maja 2011