Performuj albo giń

Twórcy pokazują jak teatr krytykujący hipokryzję rządzących sam zamienia się w nie znoszącą dyskusji instytucję władzy - o "Neronie" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Powszechnym w Warszawie pisze Jolanta Janiczak z Nowej Siły Krytycznej.

W "Neronie" Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina brzmi echo książki "Performuj albo" Jona McKenziego, który twierdził, że performans nie rzuca wyzwania władzy (jak sądzono jeszcze w latach osiemdziesiątych), ale staje się jej skutecznym narzędziem. Twórcy przetwarzają strategie politycznej manipulacji w spektaklu o rządach widowisk, pokazując ich niebezpieczną siłę.

Neron w tekście Janiczak jest w większym stopniu performerem niż tyranem z "Quo Vadis" Henryka Sienkiewicza. Może sprawować władzę tak długo, jak zdoła zatrzymać na sobie wzrok widzów. W państwie igrzysk człowiek znajduje się w stanie permanentnego oglądania: "Jak ja wam zazdroszczę, że możecie na mnie patrzeć!" - powtarza Michał Czachor w roli Nerona, fetyszyzując akt oglądania ustanawiający jego rządy. Stawką gry w politycznym widowisku jest podmiotowość, bo kto nie występuje, ten jest tylko bezwolnym widzem.

Walka o władzę oznacza rywalizację o czas sceniczny. Po monologu Oktawii (Magdalena Koleśnik) zapowiadającym bunt wykluczonych, Neron przekonuje widzów, że wezwanie do rewolucji było kolejnym występem odbywającym się za jego przyzwoleniem dla naszej rozrywki. Jednocześnie namawia do kolejnych popisów - na jego zasadach. Agrypina (Julia Wyszyńska), Oktawia i Seneka (Julian Świeżewski), których performanse konkurują o uwagę publiczności, muszą zniknąć ze sceny.

"Neron" przedstawia świat, w którym nie ma miejsca na wstyd, bo nic nie dzieje się w nim na serio. W scenie skazania na śmierć Oktawii mężczyźni wyłonieni z publiczności niepokojąco łatwo dają się namówić do ścierania złotej farby z ciała nagiej, zgiętej w pół i zwróconej do nich tyłem aktorki, której włożono worek na głowę. W końcu to tylko na niby. Zatarcie granicy między teatrem i rzeczywistością rodzi daleko idące konsekwencje. Nawet śmierć jest traktowana jak występ, o którym postaci fantazjują. Monolog Seneki o samobójstwie przypomina erotyczny sen połączony z marzeniem o historycznym widowisku. Do ekstazy doprowadza go myśl o tym, jak spektakularnie wygląda na kartach kronik śmiertelny krwotok w ramionach kochanka. Poszukiwanie coraz silniejszych doznań, pragnienie przekroczenia norm, wyjścia poza rolę, które były obsesją Nerona, pogłębiają tylko poczucie odrealnienia. Każde kolejne doświadczenie, nawet śmierć, staje się performansem, od którego nie ma ucieczki.

Przestrzeń zaprojektowana przez Michała Korchowca narzuca umowną hierarchię widzów, ujawniając rzeczywiste różnice ekonomiczne. Za dodatkową opłatą można kupić miejsce w loży senatorskiej. Regularna cena biletu oznacza fotel na widowni, a wejściówka miejsce na balkonie. Dopiero na życzenie Nerona podnosi się kurtyna oddzielająca obywateli i plebs od półleżących senatorów. Antagonizm między widzami wydobyty przez scenografię dawał obietnicę ciekawego eksperymentu społecznego, jednak reżyser nie wyciąga z niego dalszych konsekwencji. Narcystyczny cezar domaga się względów jak najszerszej publiczności, więc od momentu podniesienia kurtyny podziały społeczne są tłumione. Sprzeczność między próbami zabawiania i antagonizowania wyraża paradoksalną strategię wpisaną w język teatralny Rubina, żeby podobając się, wytrącać z przyzwyczajeń myślowych i niepokoić.

Reakcje publiczności na propozycje przekroczeń obyczajowych mają odkryć mechanizm przesuwania granic etycznych w wyniku manipulacji. Janiczak i Rubin przywołują rzymską ucztę opisaną przez Tacyta, której cezar zapewnił oświetlenie, paląc żywcem więźniów. Twórcy pytają o to, kim byli ludzie zaproszeni przez Nerona, stawiając widzów w roli gości na cesarskiej uczcie. Udział w konkursie jedzenia ciastek w kształcie płodów czy leżenie w uścisku z nagim Seneką to chwyty, które nawiązują z przekąsem do języka teatru krytycznego. Problem w tym, że natężona ponad miarę autoironia nie demaskuje naszego zobojętnienia na okrucieństwo. Wywołuje za to obojętność na samo przedstawienie i wycisza grozę groteski politycznej.

Polityczna manipulacja, będąca tematem spektaklu, staje się też zasadą jego dramaturgii. Działania widzów zależą od inicjatywy i przyzwolenia performerów, którzy nie dopuszczają realnego wpływu na przebieg zdarzeń. Poprzednia produkcja Janiczak i Rubina w Teatrze Powszechnym w Warszawie, "Każdy dostanie to, w co wierzy", naśladowała mechanizmy demokratycznej partycypacji po to, żeby zdemaskować jej pozorność. W "Neronie" odrzucono nawet pozór, że decydujemy o kształcie przedstawienia. Twórcy pokazują jak teatr krytykujący hipokryzję rządzących sam zamienia się w nie znoszącą dyskusji instytucję władzy.

Najciekawsze są momenty sprzeciwu wobec autorytarnej struktury spektaklu. W scenie męczeństwa chrześcijan, nawiązującej do Monty Pythona, chętni katolicy wyłonieni spośród publiczności zajmują miejsca na replikach krzyży, odnosząc się symbolicznie do ofiary będącej mitem założycielskim Kościoła. Do krzyży przymocowano wygodne oparcia z aksamitnymi, bordowymi poduszkami. Satyra na Kościół, który stosował przemoc wobec niewiernych, posługując się jednocześnie mitem męczenników, ustawia w pozycji współsprawców uczestników performansu. Jeden z widzów zgodził się wziąć w nim udział, zastrzegając, że odnosi się do symbolu krzyża szczerze. Jego wyznanie mogło być łatwo ośmieszone w ramach ironicznej konwencji, jednak stworzyło ważny kontrapunkt dla argumentacji twórców. Niezależnie od powodzenia strategii Janiczak i Rubina ich przedstawienie tworzy ramy, w których może zdarzyć się nieoczekiwane.



Jolanta Janiczak
e-teatr.pl
9 kwietnia 2018
Spektakle
Neron
Portrety
Wiktor Rubin