"Piaskownica" z dużym potencjałem

Teatr TrzyRzecze przygotował dla swoich widzów rzecz śmieszną, ale też refleksyjną. Pokazującą zawiłości związków damsko-męskich. Wszystko to w "Piaskownicy" Michała Walczaka w reżyserii Konrada Dulkowskiego.

Reżyserskich i aktorskich interpretacji "Piaskownicy" jest niezliczona liczba. Teraz mamy również naszą własną, białostocką. Na scenie widzimy jego i ją -Protazka i Milkę. W te postaci wcielają się Michał Kitliński i Joanna Zubrycka. Obydwoje z dobrym warsztatem aktorskim, ale tylko jedno z nich zachwyca. Drugie wypada dobrze, ale blado. Białostocka "Piaskownica" przypomina trochę spektakl jednego aktora. Tym aktorem jest Kitliński. Jego Protazek, będący prawdziwym Piotrusiem Panem, przykuwa uwagę widza. Odpowiednio moduluje głos, wie kiedy krzyknąć, a kiedy szeptać. Jest też świetny mimicznie. Widz jest mu w stanie wybaczyć nawet to, że momentami nie pamięta tekstu. Zubrycka ma szalenie trudne zadanie, żeby przebić się choć na chwilę. Udaje się pod koniec spektaklu, przy okazji sceny walki o lalkę. Przez resztę spektaklu niestety aktorka zanika. A szkoda, bo potencjał jest. I reżyser powinien ten potencjał odpowiednio wykorzystać.

Ciekawe są rozwiązania scenograficzne. Mała przestrzeń sceny TrzyRzecza w zupełności wystarczy, żeby umieścić na niej zarówno tytułową "Piaskownicę" (której tak naprawdę nie ma, wszystko zależy od naszej wyobraźni), jak i mieszkanie Miłki, do którego drzwi często puka Protazek. Świetne jest rozwiązanie z firanką, za którą przebiera się główna bohaterka, a my mamy przy okazji swoisty teatr cieni. Świetne jest też rozwiązanie z piaskiem wysypującym się z laptopa, niczym z klepsydry, który to piasek nieuchronnie odmierza czas do niezbyt szczęśliwego zakończenia. Duży plus dla reżysera za finałową scenę, w której laptop odgrywa rolę medialnej kurtyny - im bliżej do zamknięcia komputera, tym bardziej znika światło, by ostatecznie zapadła ciemność.



(-)
Gazeta Współczesna
3 kwietnia 2012
Spektakle
Piaskownica