Piekło Jelinek

We wrocławskiej "Podróży zimowej" noblistka Elfriede Jelinek przygląda się samej sobie. Oraz prawidłom i fantazmatom rządzącym rzeczywistością, w której przyszło jej żyć. Na małej obrotowej scenie jest zaledwie kilka rekwizytów: stare meble, instrumenty, jakieś graty.

Jak w kalejdoskopie podziwiamy kolejne aktorskie impresje. Etiudy wrocławskich aktorek składają się na dość ponury (auto)portret pisarki. Relacje międzyludzkie poddane mechanizmom wymiany rynkowej, niemożność emocjonalnego i fizycznego zaspokojenia. Twórczość zamiast spełnienia przynosząca ból i obsesję, bo skazująca na nieustanne zaglądanie w otchłań piwnic, w których poukrywaliśmy głupotę i zło. Samotność, niedostosowanie, rozpad... Oto tematy, do których nieustannie powraca autorka i po które sięga Miśkiewicz. Po nieco przydługim wstępie spektakl wyraźnie nabiera tempa. Wyznaniom Jelinek towarzyszą pieśni Schuberta w brawurowej interpretacji Mai Kleszcz, wcielającej się w postać Nataschy Kampusch. I właśnie jej wokalno-aktorskie popisy wraz z brawurową kreacją Małgorzaty Gorol, wygrywającej dowcipnie dramat emocjonalnej ułomności pisarki, stanowią największe odkrycie wrocławskiego spektaklu.



Michał Centkowski
Newsweek
10 grudnia 2014
Spektakle
Podróż zimowa