Piekło na pokładzie

Reżyserka najnowszej premiery Wrocławskiego Teatru Współczesnego zabrała nas w rejs z duchami przeszłości rodem z obozu w Auschwitz. Na pokładzie panowała aura niesamowitości, ale momentami wiało nudą.

"Pasażerka" to sceniczna adaptacja powieści Zofii Posmysz z lat 60., którą znamy również z głośnego filmu Andrzeja Munka pod tym samym tytułem. Jest to opowieść o niemieckim małżeństwie, które w 15 lat po wojnie wyrusza w rejs do Ameryki. Liza (Maria Czyrkwin) i Walter (Jerzy Senator) nic nie wiedzą o swojej przeszłości, ale też nie pytają o nią. Po prostu płyną dalej z prądem życia. Nieoczekiwanie do ich uładzonego świata wkrada się niepokój. Na pokładzie pojawia się piękna, tajemnicza pasażerka. Liza, która podczas wojny służyła w oddziale SS, rozpoznaje w niej jedną z więźniarek o imieniu Marta (Agnieszka Podsiadlik). Wojenna trauma wdziera się na statek wraz z wyrzutami sumienia. Luksus zamienia się w koszmar. 

Być może, gdyby Natalia Korczakowska, reżyserka "Pasażerki" (wcześniej wystawiła m.in. "Elektrę" i "Śmierć człowieka-wiewiórki" w Jeleniej Górze) skupiła się głównie na tej przemianie i na powieści Zofii Posmysz, ten rejs można by zaliczyć do udanych. Psychologiczna rozprawa z nazistowską przeszłością, która w rezultacie niszczy małżeństwo, dawała duże pole do popisu. Niestety statek Korczakowskiej raz po raz grzęźnie na mieliznach, wypełnionych jałowymi, socjologiczno-filozoficznymi wywodami. Reżyserka do swojej wersji "Pasażerki" wprowadziła fragmenty dwóch książek włoskiego filozofa Giorgia Agambena. 

Chciała w ten sposób pokazać szerszy kontekst tej historii oraz mechanizmy (również te prawne), które pozwoliły na mordowanie i poniżanie niewinnych ludzi podczas wojny. I jednocześnie odnieść to do czasów współczesnych, np. do obozów dla uchodźców. Problem w tym, że reżyserka przesadziła. Rezultat jest taki, że dramatyzm i emocje bohaterów zgubiły się w natłoku filozoficznych tyrad, a to z kolei przełożyło się na grę aktorską. 

Największą zaletą sztuki jest tajemniczość, aura niesamowitości, którą wypełniają duchy przeszłości. Liza nie może oderwać wzroku od pasażerki, ale nic do niej nie mówi. Tak do końca nie wiemy zresztą, czy tajemnicza kobieta to naprawdę była więźniarka z Auschwitz, czy może raczej wytwór chorej wyobraźni Niemki. 

Radykalna reakcję Waltera na wieść o obozowej przeszłości żony obnaża całą prawdę o ich związku. Być może Walter i Liza nigdy tak naprawdę się nie kochali. Ona przemilczała okrutną prawdę. On, "czysty" Niemiec, który służył "tylko" w Wehrmachcie, bardzo łatwo przekreślił całe swoje małżeństwo. - Ożeniłem się nie z esesmanką, tylko z dobrą niemiecką dziewczyną, mocno doświadczoną w czasie wojny - tłumaczy swoje powody. 

Luksusowy statek Korczakowskiej co i rusz na naszych oczach zmienia się w obóz. Oglądamy tresurę psa, który w każdej chwili może rzucić się na człowieka. Stewarda wykrzykującego komendy wojskowe. Nawet perfekcyjnie ułożone sztućce i ponumerowane pokładowe deski kojarzą się z nazistowskim piekłem. 

Gnębiona wyrzutami sumienia Liza krąży po kolejnych pokładach statku niczym po kolejnych otchłaniach Piekła Dantego. W pewnym momencie nieporadnie, z przymusu śpiewa "Song Europy": Ludzie rodzą się i zostają wolnymi /Prawo do wolności / Prawo do własności / Prawo do bezpieczeństwa / Prawo do oporu przeciw uciskowi/ Źródło władzy tkwi w narodzie 

Źródło władzy tkwi w nas.



Mariola Szczyrba
www.kulturaonline.pl
5 lutego 2009
Spektakle
Pasażerka