Piękna na scenie i w życiu

- „Roziskrzona, wdzięczna, posągowa, wstrząsająca, urocza, smukła, świeża, subtelna, groźna, namiętna, czarująca, królewska, szlachetna, jaśniejąca" – te przymiotniki określające Helenę Modrzejewską, najczęściej pojawiały się w recenzjach krytyków. A Wincenty Rapacki dodawał - „jest synonimem piękna, które żyje i żyć będzie".

Arael Zurli, ukrywająca się pod tym pseudonimem pisarka, specjalizująca się w artystycznych biografiach, proponuje czytelnikom kolejny wspaniały literacki życiorys. Tym razem o polskiej aktorce, nie zawsze mogącej grać w języku ojczystym na scenach teatralnych znajdujących się wówczas pod zaborami.

Helena Modrzejewska z pewnością jako człowiek, kobieta, aktorka, żona, matka zasługuje na jeszcze bardziej pozytywnie emocjonalne epitety, niż te, które cytuje Arael Zurli. A poza tym, życiorys to niezwykły. Już samo biologiczne ojcostwo Heleny tonie w mrokach genetyki, ale spośród kilku rozświetlających ich promieni, jeden zdecydowanie iluminuje postać księcia Sanguszki. A jest nim fizyczne podobieństwo do jego prawowitej córki, a także nienaganne maniery Heleny Modrzejewskiej i jeszcze wiele innych cech jej osobowości.

Opowieść o domu rodzinnym Heleny, w którym pojawił się pożar, a potem nawiedziło go jeszcze większe, jak się zdaje nieszczęście, w postaci Gustawa Zimajera, czyli korepetytora, przyjaciela, powiernika, który „zaraził ją teatrem", a w końcu kochanka i ojca syna Rudolfa w jednym, czyta się z zapartym tchem. Śledząc postawę Zimajera wobec Heleny, wokół którego błąka się niechęć narratorki, nietrudno nie dzielić z nią tych samych emocji. Zwłaszcza w dalszym biegu wypadków, ale nie uprzedzajmy faktów. Po raz pierwszy Helena pojawiła się na amatorskiej scenie w Bochni, do której przeprowadziła się z Krakowa rodzina i... olśniła publiczność. A pojawienie się za kulisami pana wyrażającego nadzieję, że zobaczy ją wkrótce i w Warszawie, przesądziło o jej życiowej drodze. I tak Helena stanęła u progu scenicznej kariery aktorskiej.

Ciekawy jest sposób narracji, którą autorka konstruuje na bazie opowieści ze swymi punktami kulminacyjnymi, zawieszeniami akcji, niedopowiedzeniami. I tak, prowadzi czytelnika razem z Heleną do powstania pierwszej grupy teatralnej ruszającej w tak zwany objazd, mający swój początek w Krakowie, ale wtedy jeszcze nikt nawet nie marzył o tym, że dotrze aż na kontynent amerykański i tam, odnosić będzie swoje największe sceniczne sukcesy.

W lipcu 1876 roku Helena wraz z mężem Karolem Chłapowskim i synem Rudolfem oraz grupką znajomych-przyjaciół wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, a już rok później debiutuje w „California Theatre". Jeszcze w tym samym roku rozpoczyna się pierwszy teatralny objazd Heleny wraz z grupą aktorów, bo taka była specyfika teatralnej sceny w Ameryce. Objazdów tych, inaczej mówiąc sezonów, było aż 23! Ostatni odbył się w roku 1907, kiedy to Helena miała 67 lat. I tak, Arael Zurli opowiada o amerykańskim życiu aktorki, podporządkowanym określonym trasom, które pokonywała w specjalnie wyposażonym wagonie wchodzącym w skład pociągu, mknącym po wszelkich możliwych trakcjach kolejowych od miasta do miasta, w których czekała na nią publiczność. A ta wielbiła ją za urodę, kochała za grę aktorską, traktowała jak niebiańską istotę zesłaną ku uciesze ich serc.

Warto w tym miejscu podziękować autorce za bardzo wnikliwą analizę ról, które zagrała Helena Modrzejewska, za cytowane opinie krytyków teatralnych, za umiejscowienie jej na kulturalnej mapie Stanów Zjednoczonych. Wreszcie za bardzo ciekawie zaprezentowaną fascynację Heleny Modrzejewskiej twórczością Williama Szekspira. Można powiedzieć, że to ona wprowadzała go konsekwentnie do teatrów amerykańskich, a rola Lady Makbet (zagrana ponad 500 razy!), w jej wykonaniu stała się legendarna.

Pomiędzy objazdami, Helena Modrzejewska przyjeżdżała do Krakowa, podróżowała po Europie. Podczas tournee po Anglii, Szkocji publiczność Irlandii, zniewalała publiczność swym wykonaniem Marii Stuart. Ale nie tylko z tego powodu, bo jak czytamy –„ W tych dwóch ostatnich krajach antyangielska w swej wymowie „Maria Stuart" (zagrała ją ponad sześćset razy!), odniosła takie tryumfy, że przedstawieniem zainteresowała się policja. Apogeum entuzjazmu publiczności miało miejsc podczas ostatniego występu w Dublinie, zakończonego przemówieniem Modrzejewskiej. O echach, głównie politycznych, czytamy w biografii, jak i o tym, że komentarze jej występów w gazetach petersburskich i angielskich, nieszczególnie ją obeszły, ponieważ objazd dobiegał końca.

Arael Zurli bardzo szczegółowo opisuje, w jaki sposób Helena Modrzejewska pracowała nad swym głosem, którym niemal rzucała czar na widzów, o niespotykanie czystej dykcji, o graniu ciałem, o bogatych środkach aktorskich, o jej angielszczyźnie i o wymowie, dodającej jej tylko uroku. A roztaczała go wszędzie tam, gdzie się pojawiła, nie tylko w teatrze. Henryk Sienkiewicz wodził za nią tęsknym i zakochanym wzrokiem. Ignacy Paderewski cenił, szanował. Zapewne i sam Karol Chłapowski, mąż prawowity, niemal zawsze będący na jej utrzymaniu, doceniał, jaki skarb otrzymał od życia. Szkoda tylko, że spisane przez nią wspomnienia, już po jej śmierci, „przeredagował po swojemu"...

Na wskroś piękny był także jej charakter. Za swoją pracę otrzymywała ogromne wynagrodzenia, którymi bardzo chętnie dzieliła się z tymi, którzy mieli mniej, wspomagała ofiary katastrof. Swoją szczodrość okazywała wszystkim potrzebującym. Wspierała finansowo rodzinę, łożyła na wykształcenie dzieci, pomimo że bywały okresy w jej życiu, kiedy sama miała kłopoty finansowe i sprzedawała swe posiadłości.

W roku 1905 Helena Modrzejewska została zaproszona do wzięcia udziału w przedstawieniu w Metropolitan Opera House w Nowym Jorku, podczas którego wręczono jej „dar wdzięczności od przyjaciół i wielbicieli". Był to tak zwany „testimonial" (po angielsku: dowód uznania) – w amerykańskiej tradycji najwyższy publiczny hołd, jakim żegnano wielkich artystów – czytamy w biografii. Dla czterech tysięcy widzów, Helena Modrzejewska wystąpiła w trzech scenach z „Makbeta" oraz w słynnym pojedynku dwóch królowych z „Marii Stuart".

Helena Modrzejewska zmarła 8 kwietnia 1909 roku, a 17 lipca 1909 roku, po długiej podróży przez Stany Zjednoczone i przez Ocean, pogrzeb odbył się na cmentarzu Rakowieckim w Krakowie.

I jeszcze kilka zdań niezbędnych w przypadku tej biografii. Zarówno jej struktura, jak i wspaniale poprowadzona narracja, ukazanie artystyczno-obyczajowej panoramy epoki, w której żyła aktorka, uznać należy za kolejne idealnie zaprogramowane literacko dzieło. Z okładki biografii spogląda Helena Modrzejewska sportretowana przez malarza Tadeusza Ajdukiewicza w roku 1880, co skłania do przypuszczenia, że miała wówczas 40 lat. Urzeka swym łagodnym spojrzeniem. Książka w ręce to atrybut jej wewnętrznej mądrości, a pies u boku może być znakiem jej niezwykłej harmonii ze światem. Andrzej Barecki ujednolicił pod względem kolorystyki barwy tego obrazu z projektem okładki i z oprawą plastyczną książki, w wyniku czego uzyskał bardzo ciekawą kolorystycznie oprawę. Swoje doświadczenie zawodowe wykorzystała też podczas prac nad książką, redaktor Katarzyna Wójcik.



Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny
25 czerwca 2018
Portrety
Arael Zurli