Pieskie życie

Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Na afisz łódzkiego Teatru imienia Stefana Jaracza trafia nowa sztuka Biljany Srbljanović, autorki głośnej, młodej i już uznanej

Na polskich scenach widzieliśmy wcześniej jej "Sytuacje rodzinne" i "Szarańczę", którymi zasłużyła sobie na miano tej, która wpuszcza trochę powietrza do zużytej już stylistyki nowego brutalizmu. Podobnie jak u Ravenhilla ("Shopping & Fucking") i Mayenburga ("Ogień w głowie") na tapecie mamy wciąż te same współczesne patologie, ale bohaterami serbskiej pisarki są zwykle dzieci, co zmienia punkt widzenia i działa odświeżająco.

Nie inaczej dzieje się w "Barbelo, o psach i dzieciach". Znów miejsce, o którym zapomniał Bóg (jeśli kiedykolwiek istniał), znów dojmujący smutek i brak perspektyw. Znowu bezradność wobec tego co dziś zagłuszana jedynie przez instynkt przetrwania. Ludzie żyją tu tak jak panoszące się wszędzie psy. Bez sensu, bez celu, bez nadziei. Znana to śpiewka. W łódzkim przedstawieniu wykonują ją niemal wyłącznie młodzi, nieopatrzeni nawet na macierzystej scenie aktorzy. I to ratuje spektakl przed popadnięciem w sztampę. Świetna jest Justyna Wasilewska jako Milena - rozkapryszona dziewczyna zmuszona przejść przyspieszony kurs dojrzewania. Dobry Marek Nędza jako mały Zoran przykrywający swoją samotność buntem przeciw dorosłym i monstrualnym wręcz obżarstwem. Broni się cała obsada, do nikogo nie mam zastrzeżeń.

A jednak patrzę na "Barbelo..." jak przez grubą szybę. Podobne sytuacje międzyludzkie nieraz na scenie widywałem, w dodatku Anna Augustynowicz prowadzi spektakl niczym partię szachów. Rozstawia wykonawców jak pionki na określonych polach, po aptekarsku dozuje ślady mocniejszych emocji. Zrobione jest to porządnie i dokładnie wyreżyserowane, tyle że zegarmistrzowska precyzja obraca się tym razem przeciw widowisku. Bo pozostaje nam uwierzyć na słowo w dramaty bohaterów, ich los niemal wcale nas nie obchodzi. W efekcie "Barbelo..." sprawia wrażenie lekcji odrobionej bez serca i emocjonalnego zaangażowania. A chłód i zbytnia powściągliwość bywają czasem wrogiem teatru.



Jacek Wakar
Przekrój
24 lutego 2011