Pieśń nośnikiem tożsamości

Spod blaszanej imitacji wiejskiej chaty wydobywa się symultaniczny szept aktorów. Na sali panuje półmrok, snop światła wypływa z szeptami na karbach dymu. Ta scena to początek historii, pierwszy krok w ewolucji. Aktorzy powoli wyłaniają się spod chaty, patrząc zdziwionymi oczyma na ten nowy, cichy świat.

Pragnąc nauczyć widzów pieśni, zaczynają od samego początku. Solowe zawodzenie z czasem wzbogacone zostaje o rytmiczne uderzenia w bęben. Rytm. Przecież to on stoi u podstaw cywilizacji, kultury i sztuki. Śpiew jest dla człowieka najbardziej naturalną formą wyrazu. Na scenę wkracza grupa ludzi pogrążonych w rytualnych obrządkach żęcia. Na ustach niosą pieśń, ramową, równie rytualną. To też akompaniament wciąż pozostaje ograniczony do rytmicznych uderzeń. Jest jak puls. Coraz szybsze bicie serca zwiastuje rewolucję. W końcu z bezosobowej masy wyłania się jednostka ze swoją indywidualną pieśnią, wciąż jeszcze ubogą, jednak już personalną, co w konsekwencji pociąga za sobą zmianę akompaniamentu.  Rzeczywistość zostaje wzbogacona o przejmujący, niski dźwięk dochodzący z głębi pudła rezonansowego wiolonczeli. Od teraz im bardziej intymne staną się refleksje bohatera, tym bogatszy będzie akompaniament.

Surowa, ciosana wiolonczela doskonale obrazuje relacje między człowiekiem a muzyką. Postęp w rozczytywaniu sfery emocjonalnej sprzężony jest ściśle z odkrywaniem przez ludzi możliwości natury. Przez chwilę kontrolę nad myślami i działaniami człowieka przejmuje przyroda i chęć zrozumienia świata, w tle jednak stale jest obecny rytuał żęcia, ściągający bezwzględnie uwagę jednostki na mechaniczne czynności rzeszy jej podobnych. Bohaterka ulega, nie ma bowiem w zanadrzu narzędzi, które pomogłyby jej utrzymać nowo odkryty stan na dłużej. Jednak jej doświadczenie nie idzie na marne, pozostawia ślad w świadomości innych, pozostawia znamię w jej pamięci, pamiątkę niezwykłej przygody emocjonalnej i niedosyt, który wybuchnie wkrótce zrzucając z barków jarzmo racjonalizmu, przygarniając empirię, która stanie u podstaw czynności prowadzących do poznania rzeczywistości.

Aktorki pieśnią i tańcem opowiadają historię o ewolucji indywidualności. Pokazują walkę z konwenansami społecznymi i kulturowymi, ślepe powtarzanie schematów, ruchów. Tańcząc dookoła mężczyzny, unoszą nogi w rytm uderzeń w bęben, posłusznie spełniając swój obowiązek. W końcu jedna po drugiej wyzwalają się z tej przykrej konwencji i wkraczają niepewnie w swój osobliwy system ruchowy. Początkowo bardzo nieudolnie, później coraz pewniej prezentują swoją osobowość przed widzami. Na twarzach artystów widzimy zakłopotanie, towarzyszące człowiekowi w zupełnie nowych dla niego sytuacjach. Następnie jego miejsce zajmuje zadowolenie z siebie, duma z nowoodkrytych cech i umiejętności, duma ze swej oryginalności i niezależności. Jest to poniekąd opowieść o walce z automatyzacją życia, w nieco innym ujęciu niż u Szkłowskiego. U tego teoretyka literatury automatyzacja towarzyszyła zanikowi emocjonalności związanej z wykonywaniem pewnych czynności. Zjawisko stale obecne w naszym życiu bardzo często ulega zobojętnieniu, cały ładunek emocjonalny zostaje zniesiony i w konsekwencji czyn przechodzi do podświadomości, stając się niemal nieuchwytnym dla świadomości. Tutaj jednak automatyzacja stoi u podstaw naszego istnienia, nie wynika z zatracenia warstwy emocjonalnej, tylko związana jest z nieświadomością istnienia takowej. W miarę jak zwiększa się zasób naszych uczuć, jesteśmy w stanie unikać mechanicznego wypełniania powierzanych nam czynności. W spektaklu rozróżniamy dwa etapy rozwoju: luźne wnioski na temat rzeczywistości, obserwacje, stanowią punkt wyjścia, są pierwszym etapem zmierzającym do uporządkowania rzeczywistości – reprezentowane przez śpiew, rozbudowana opowieść wymalowana całą paletą emocji, stanowi punkt dojścia, efekt pożądany – osiągnięty poprzez śpiew z bogatym akompaniamentem instrumentalnym.

Możemy zaobserwować całą paradę pojęć determinujących zarówno życie społeczno-kulturowe jak i niezależne życie jednostki. Widzimy walkę między naturalizmem a materializmem, walkę o wpływ na działania bohaterów. Te skrajne pojęcia paradoksalnie funkcjonują obok siebie, powodując zwarcia w mentalności ludzi. Kolejnym potężnym zjawiskiem jest oczywiście sentymentalizm, który rozbudowuje płaszczyznę uczuciową, przypisuje pojedynczym aktom emocje najwyższe rangą. I tak pocałunek urasta do miana wydarzenia stulecia, powoduje kłębienie się tysiąca myśli i wartki przepływ najróżniejszych emocji.

Świadkiem najbardziej intymnych wyznań jest natura. Projekcja lasu wyświetlana w tle zwierzeń zdruzgotanej dziewczyny, z całą swoją harmonią, z obłędnym spokojem stoi w ostrej sprzeczności z postawą przerażonej młodej damy. Ten kontrast nie występuje tutaj przypadkowo, nie służy też jedynie podkreśleniu gwałtownego zachowania bohaterki. Łagodna przyroda prowokuje żar emocjonalny, prowadząc do pełnego poznania warstwy uczuciowej. Po utracie wianka, młoda kobieta próbuje się zmierzyć z nową rzeczywistością. Śpiew przeradza się w rozpaczliwy krzyk, frazy urywane są nagle w nieoczekiwanych momentach, oddech brany gwałtownie nie przypomina dotychczasowych wykonów. Aktorka łka przy pomocy muzyki, gwałtowności, nagłego podrywania skrzypiec do gry. Śpiew jako płacz, krzyk, nadzieja i zwątpienie prowadzi do rozpoznania, pozwala poukładać świat na nowo, uporządkować rozpierzchnięte myśli, uspokoić zszargane nerwy. Scena ta opowiada o tym co stoi u podstaw każdego stworzenia, o potrzebie miłości, akceptacji, o łatwowierności i wysokiej cenie za spełnienie swoich pragnień, którą można nieco okiełznać dzięki muzyce. Dojrzałość emocjonalna pociąga za sobą dojrzałość muzyczną. Jest to wykonanie w pełni instrumentalne, do bohaterki przygrywającej na skrzypach dołączają kolejne instrumenty. Widzimy narodziny cywilizacji – pęd, widzimy wyemancypowanie – nastrój bojowy. Jednak rytm wciąż nadają i nadawać będą bębny, czyli pierwotna forma wyrazu nigdy nie zaniknie. Zostanie wzbogacona o kolejne elementy, nigdy nie straci jednak swojej fundamentalnej pozycji.

Kolejnym etapem przez który płynnie przeprowadza nas grupa, są kwestie niezależności i zamążpójścia. „Zalecali mi się nie po mojej woli" wyśpiewuje buńczucznie aktorka, patrząc hardo przed siebie, nie zamierza postąpić wbrew swojej woli. Świadomy wybór napełnia ją spokojem, choć jej głos dalece leży od delikatności, zdecydowanie, nisko wyśpiewuje swoje przekonania. Następnie widzimy dziewczynę przeznaczoną do zamążpójścia, jest to nowa rola w którą bohaterce przyjdzie się wcielić. Dotychczasowe przyzwyczajenia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Na dziewczynę spływają nowe obowiązki, nowe ramy i nowe konwenanse. Zmiana pozycji społecznej pociąga za sobą nowe schematy, przed którymi może nas uchronić tylko ugruntowana osobowość.

Wojna, huczy ze sceny powodując odrętwienie na widowni. Przeczuwamy katastrofę, choć płynie do nas podekscytowanie młodzieńca. Świeżo upieczony adept obnaża swoje nadzieje i wiarę w słuszność sprawy. Czuje się w obowiązku występować w imię swoich ideologii, w obronie wartości mu przypisanych. Matka jednak instynktownie chce bronić swoje dziecko, w opozycji do miłości ojczyźnianej występuje tutaj miłość matczyna. Patriotyzm, choć tak ważny dla bohaterki, przysłonięty zostaje rodzicielstwem. Wszystkim udziela się niepokój, emocje nawarstwiają się w zastraszającym tempie, dochodzi do punktu kulminacyjnego i – cisza. Chłopak zamarł z pieśnią na ustach, wojna stłamsiła wszystkie serca, nastała cisza. Strach przed czuciem wyłącza emocje, człowiek zapomina kochać i znowu zostaje z niczym. Na scenę wkracza grupa, rodzi się śpiew, grupowy, bez instrumentów. Po czasie dochodzą bębny i wszystko zaczyna się od nowa, ponowna ewolucja człowieczeństwa.

Obdarzeni zostajemy całym spektrum emocji, całą gamą dźwięków. Opływa nas miłość, żałość, trwoga, smutek, śmierć i strach. Na partyturze sięgamy głębi, aby za chwilę znowu wzbić się wysoko ponad pięciolinię. Jest to zadanie wymagające nie lada wysiłku, stanowiące dla aktorów niemałe wyzwanie. Jednak ta grupa zdaje się przenosić myślą ad fontes – do źródeł pieśniowości. Stanowią jeden idealnie dostrojony instrument, dzięki czemu wciągają publiczność w swoją opowieść.

Obraz dopełnia drobiazgowość reżyserki. Spektakl dopracowany jest w najmniejszych szczegółach, począwszy od uwspółcześnionej wersji kostiumów ludowych, przez archaiczne tańce, aż po nietypową modulację głosu, czy stylizację artykulacji głosek. Aktorzy oferują nam również przebieżkę po różnych formach wyrazu. Widzimy realizacje a capella, chóralne, choralne, indywidualne. Mnogość tych zabiegów pozwala nam dojść do konkretnego wniosku.

Pieśń, niezależnie od formy, jest sposobem na uporządkowanie rzeczywistości, pozwala wypracować w sobie cechy indywidualne, umożliwia zrozumienia świata i procesów zachodzących w bohaterze na płaszczyźnie emocjonalnej. Tak jak młoda „Gretchen um spinnrade" u Schuberta dojrzewa w rytm nuconych przy pracy pieśni, tak i tu nasi bohaterowie prężnie rozwijają myśli, formułując je w utwory. Cały spektakl stanowi manifest roli pieśni w życiu człowieka, udowadnia nam, że jest to nieodłączny element naszej natury. Kiedy wszystko inne się skończy, kiedy przeminie to, co zdawało się niezniszczalne, to stojąc na zgliszczach świata, zaśpiewamy – „Tak to się właśnie śpiwo".



(-) (-)
Dziennik Teatralny Kraków
7 kwietnia 2018
Spektakle
Do DNA
Portrety
Ewa Kaim