Planety samotności
Sentymentalny, ciepły i pełen humoru. Tak można określić spektakl "Planeta" Teatru im. St. I. Witkiewicza w Zakopanem, który 21 października zaprezentowany został zabrzańskiej publiczności podczas drugiego dnia Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona".Autorem „Planety” jest Jewgienij Griszkowiec, współczesny dramatopisarz rosyjski, którego inne dramaty - „Zima”, „Oblężenie” czy „Jak zjadłem psa” nieraz były już wystawiane na deskach polskich teatrów. Jego sztuki cechuje dowcip i ironia, ale jednocześnie ujawnia się w nich słynna rosyjska dusza, pełna melancholii i tęsknot za czymś utraconym, nieuchwytnym, czego podobnie jak u Czechowa, nigdy nie (od)zyskamy. Autor zaprasza widzów do rozmowy o pozornie zwykłych zdarzeniach, które jednak poddane wnikliwej analizie, urastają do rangi swoistych życiowych metafor.
W spektaklu „Planeta”, wyreżyserowanym przez Bartłomieja Wyszomirskiego, pośród stolików, przy których siedzi publiczność krąży Mężczyzna (aktorski popis Krzysztofa Najbora), który w niezwykłym przyspieszeniu snuje filozoficzne rozważania o tym, czym jest życie w wielkim mieście, jaki jest sens naszego istnienia na planecie, czemu dziś tak trudno o miłość. Wreszcie zadaje nam niby błahe pytanie: po co nam coraz szybsze samochody i coraz nowsze kolekcje ubrań... Życie przyśpiesza a my – nie potrafimy przystanąć i odnaleźć się nawzajem. Nie ma na to czasu, ale i możliwości, aby w pędzącym, przez ulice wielkich miast, tłumie odnaleźć miłość swojego życia. Ani w wielkiej, mitycznej Ameryce nieskończonych możliwości, ani na ogromnych połaciach Syberii się to zdarzyć nie może. Wszędzie bowiem wszystko dzieje się za szybko. Taką oto uniwersalną diagnozę stawia nam Griszkowiec. On szuka jej, Ona (Joanna Banasik) wyczekuje jego. Nigdy się nie spotkają, nie wiedzą nawet o swoim istnieniu. Mijają się na ulicach, stacjach metra, restauracjach...
Opowieść Griszkowca nie jest jednak posępnym dramatem o współczesnej rzeczywistości. Jest zabawną, urokliwą historią opowiadaną przy dźwiękach harmoszki i w towarzystwie rosyjskiej „horyłki”. Jest historią utraconych nadziei, niewykorzystanych szans, ale też apelem o zmianę przyzwyczajeń na planecie życia.
Łukasz Karkoszka
Dziennik Teatralny
23 października 2012